Na osiedlu dzieci lgną do złego

Nawet 300 tys. dzieci cały wolny czas marnuje na ulicy lub w centrach handlowych

Publikacja: 10.03.2010 02:49

W świetlicy socjoterapeutycznej stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci na warszawskiej Pradze-Północ nu

W świetlicy socjoterapeutycznej stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci na warszawskiej Pradze-Północ nudy nie ma. Młodzież chodzi z pedagogami ulicy na mecze, uczy się historii futbolu, kręci filmy i prowadzi audycję radiową

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Co tu można robić po lekcjach? – pytamy dzieci z warszawskiej Pragi. Wzruszają ramionami. – W lecie w piłkę grać. Może na siłownię chodzić – zastanawiają się. – Poza tym nic specjalnego nie ma do roboty.

– Nuda to poważny problem – twierdzą pedagodzy. Według szacunków organizacji pozarządowych wolny czas w bramach, na ulicach czy w centrach handlowych bez opieki rodziców spędza aż 300 tys. polskich dzieci.

– To realna liczba. Samym nadzorem kuratorów objętych jest ponad 200 tys. dzieci, prawie 400 tys. korzysta z pomocy społecznej, tylko 32 proc. rodziców stać na opłacenie dzieciom dodatkowych zajęć – wylicza prof. Ewa Leś, ekspert polityki społecznej z UW.

– Te dzieci się samowychowują. Nie wpływają na nich rodzice, więc poddają się wpływom tych, którzy są najsilniejsi na ulicy – dodaje prof. Mariusz Jędrzejko, pedagog i terapeuta z Mazowieckiego Centrum Profilaktyki Uzależnień.

– Gdy nie ma co robić i brakuje pozytywnych wzorców, dzieci lgną do złego – mówi Tomasz Szczepański z Grupy Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga-Północ, która zajmuje się dziećmi spędzającymi czas na ulicy. – Zaczynają od dewastowania przystanków czy wybijania szyb. Kończą na kradzieżach czy narkotykach.

Podkreśla, że kilkanaście lat temu na ulicy spędzały czas dzieci głodne i zaniedbane, dziś są tam też te, których rodziców pochłonęła praca. – Dostają pieniądze na pizzę oraz komórkę, by rodzice mieli z nimi kontakt – opowiada Szczepański.

Prof. Jędrzejko zaznacza, że Polacy często jeżdżą dziś do pracy wiele kilometrów, przez co nie mają czasu dla dzieci. – Do pracy w Warszawie codziennie przyjeżdża 120 – 150 tys. osób. Żeby dotrzeć na czas, wychodzą z domu, gdy dzieci jeszcze śpią, nierzadko wracają późnym wieczorem. Kolejne 70 – 80 tys. wyjeżdża do pracy na cały tydzień – mówi. – A przecież w rodzinie dziecko uczy się zasad, granic i norm.

Dzieci z placów i podwórek próbują wychowywać pedagodzy ulicy (streetworkerzy). Szukają ich na osiedlach i proponują ciekawsze spędzenie czasu.

– Mamy zajęcia o kulturze futbolu, dziennikarskie, oglądamy i kręcimy filmy – wylicza Mateusz, szóstoklasista, podopieczny praskiego klubu stowarzyszenie Serduszko dla Dzieci, które prowadzi w Warszawie trzy takie placówki.

Chłopcy z Wyszkowa dzięki streetworkerom pierwszy raz w życiu jeździli na snowboardzie. W Wildze konstruowali bolidy, na Pradze robili chemiczne doświadczenia. – Taka młodzież nie przyjdzie na zajęcia do Pałacu Kultury. Trzeba wyjść do niej – mówi prof. Jędrzejko.

Streetworkerzy nie zawsze odnoszą sukces. Zaznaczają jednak, że jeśli tylko połowa podopiecznych wyjdzie na prostą, to warto się starać.

Ale w Polsce pedagogów ulicy jest jak na lekarstwo. W Wyszkowie jeden – Andrzej Grajczyk. – Od zaraz potrzebnych byłoby nawet sześciu, może więcej – ocenia Grajczyk.

[wyimek]Tylko 32 proc. rodziców opłaca dzieciom dodatkowe zajęcia (CBOS 2009)[/wyimek]

– Na etacie w Centrum Profilaktyki Uzależnień pracują dwie osoby. Na umowę-zlecenie dodatkowo cztery. W stowarzyszeniach, z którymi współpracujemy, blisko 15 – wylicza Dariusz Wołodźko z gdańskiego magistratu.

W Warszawie ze środków urzędów dzielnic oraz dotacji i grantów finansowana jest praca ok. 15 pedagogów. Jeden powinien mieć pod opieką najwyżej sześć osób. Szczepański zaznacza, że działać trzeba szybko, bo na dobry wpływ pedagoga bardziej podatne są młodsze dzieci. Z nastolatkami jest dużo trudniej.

– Z rekrutacją dzieci nie mamy problemu – mówi Jarosław Adamczuk ze stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci. – Klubów dla nich powinno być więcej, szczególnie w tych dzielnicach, gdzie jest dużo lokali socjalnych o najniższym standardzie, do których eksmitowano rodziny. Szkoda, że nie dostrzegają tego miejskie władze. Stawki dla streetworkerów są za niskie, więc i chętnych do tej trudnej pracy brakuje.

– Miasta powinny pomagać takim organizacjom – mówi prof. Jędrzejko i dodaje, że leczenie uzależnień i patologii będzie kosztować zdecydowanie więcej niż profilaktyka.

– Tracimy całe generacje dzieci, które w najlepszym wypadku będzie stać na to, by skończyć gimnazjum – podkreśla prof. Leś.

[ramka][b]Ciekawe projekty pedagogów ulicy [link=http://www.gpas.org.pl]www.gpas.org.pl[/link], [link=http://www.serduszko.org.pl]www.serduszko.org.pl[/link] [/b][/ramka]

Co tu można robić po lekcjach? – pytamy dzieci z warszawskiej Pragi. Wzruszają ramionami. – W lecie w piłkę grać. Może na siłownię chodzić – zastanawiają się. – Poza tym nic specjalnego nie ma do roboty.

– Nuda to poważny problem – twierdzą pedagodzy. Według szacunków organizacji pozarządowych wolny czas w bramach, na ulicach czy w centrach handlowych bez opieki rodziców spędza aż 300 tys. polskich dzieci.

Pozostało 90% artykułu
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?