– Krzyż wciąż jest „w areszcie”. Miasto go nam nie oddało. Nie rezygnujemy jednak z jego ustawienia – mówi Kazimierz Cholewa, prezes Towarzystwa im. Parku Jordana w Krakowie i jeden z założycieli komitetu powołanego, by bronić krzyża. 14 maja został on usunięty z Błoni, bo urzędnicy stwierdzili, że stanął tam (dzień wcześniej) bez zezwolenia. – Mamy go w depozycie – potwierdza Michał Pyclik z miejskiego Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Zdaniem urzędników skoro 6,5-metrowy krzyż postawiono bez zezwoleń, za jego usunięcie powinno zapłacić Towarzystwo im. Parku Jordana, bo to ono występowało o zgodę na umieszczenie go na Błoniach.
– Dostaliśmy rachunek na ponad 5 tys. zł za pracę dźwigu – oburza się Cholewa. I nie ma zamiaru za to płacić, bo twierdzi, że dokumenty wymagane przy wznoszeniu obiektów tzw. małej architektury zostały przedłożone, zatem krzyż wywieziono z Błoń bezprawnie.
Dlatego złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa kradzieży po wywiezieniu krzyża z Błoni. Uważa, że był to akt barbarzyństwa i profanacja. 10 września to zawiadomienie ma rozpoznawać krakowski sąd.
– Nikt nie interesuje się samowolami budowlanymi w Krakowie, tylko krzyż urzędnikom przeszkadzał – twierdzi Cholewa. Liczy, że drewniany krzyż na Błonia wróci i stanie obok głazu upamiętniającego msze św., które odprawiał tam Jan Paweł II.