Feministkom nie udało się zebrać wymaganej liczby podpisów pod obywatelskim projektem liberalizacji ustawy aborcyjnej. Dla obrońców życia to dowód, że Polacy są bardziej pro-life niż pro-choice (ruchy opowiadające się m.in. za legalizacją aborcji). Liczą więc na to, że uświadomienie sobie tego przez posłów pomoże w przyszłości w przegłosowaniu ustawy całkowicie zakazującej aborcji.
15 grudnia minął termin, do którego Obywatelski Komitet Inicjatywy Ustawodawczej "TAK dla kobiet" miał trzy miesiące na zebranie 100 tys. podpisów pod projektem i złożenie ich u marszałka Sejmu. Projekt przewidywał liberalizację aborcji, wprowadzenie refundacji antykoncepcji i zapłodnienia in vitro oraz edukacji seksualnej w szkołach.
– Nie udało się nam zebrać wymaganej liczby podpisów – potwierdza Agnieszka Grzybek, pełnomocniczka Komitetu "TAK dla kobiet", i zapowiada ponowną akcję na wiosnę przyszłego roku.
Feministki zebrały tylko 30 tys. podpisów. Tymczasem wiosną tego roku zaledwie w dwa tygodnie Komitet Inicjatywy Ustawodawczej "Stop aborcji" zebrał 600 tys. podpisów. Wymaganą liczbę podpisów pod obywatelskim projektem zakazującym zapłodnienia in vitro udało się także zebrać (w 2009 r.) Komitetowi "Contra in vitro".
Organizatorki akcji "TAK dla kobiet" miały wsparcie III Kongresu Kobiet Polskich, ok. 30 organizacji i środowisk lewicowych oraz takich osób, jak m.in. Wanda Nowicka, dziś wicemarszałek Sejmu, współautorka projektu ustawy, pisarka Sylwia Chutnik, etyczka Magdalena Środa, prawnik, konstytucjonalista Wiktor Osiatyński, publicysta Jacek Żakowski, były jezuita Stanisław Obirek, filozofka Agata Bielik-Robson, krytyczka literacka Kazimiera Szczuka i inne. Nie pomogło.