Miłosierdzie świata

Jeszcze nigdy w historii aż tyle ofiar wojen i kataklizmów nie było zdanych na międzynarodowe wsparcie.

Aktualizacja: 30.01.2015 07:09 Publikacja: 30.01.2015 00:00

Dramat bliskowschodni. Uchodźcy z Syrii w obozie pod Sanliurfą w Turcji. Wojna wygnała z domów 3,3 m

Dramat bliskowschodni. Uchodźcy z Syrii w obozie pod Sanliurfą w Turcji. Wojna wygnała z domów 3,3 mln Syryjczyków

Foto: PAP/EPA

Jazydzi wegetujący w obozach dla uchodźców na północy Iraku zachowali tylko życie. Wygnani ze swoich siedzib w okolicy Sindżaru zalali bezładną falą miasteczka i wsie w Kurdystanie i przy granicy z Turcją, które z dnia na dzień stały się wielkimi obozowiskami wygnańców. Do Xaniku trafiło 65 tys. ludzi, do Derebunu 40 tys., do Dohuku 40 tys., do Zakho nawet 120 tys. Dołączyli do nich Syryjczycy i Irakijczycy uciekający przed okrucieństwami fanatyków z Państwa Islamskiego.

Domem dla nich stały się namiotowe miasta, w których trwa codzienna walka o przetrwanie. W ciągu ostatniego półrocza zorganizowali sobie życie, na ile potrafili, ale wciąż brakuje prawie wszystkiego – lekarstw, prądu, czystej wody. Gdy nastała tegoroczna zima – wyjątkowo jak na bliskowschodnie warunki ostra – okazało się, że dodatkowym problemem jest brak ciepłej odzieży i ogrzewania.

W ostatnich dniach fala zimna i opadów ustąpiła, a na frontach wojny z Państwem Islamskim notowane są pierwsze sukcesy. Budzi to nadzieję, choć do rozwiązania problemów zdesperowanych mieszkańców obozowisk dla uchodźców wciąż daleko.

Instytucje udzielające międzynarodowej pomocy humanitarnej – OCHA (Biuro ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej), UNHCR (Urząd Wysokiego Komisarza NZ ds. Uchodźców), FAO, UNICEF, Międzynarodowy Czerwony Krzyż i Półksiężyc, pozarządowe organizacje pomocowe z całego świata – głównie z Europy i Ameryki – dwoją się i troją, a jednak sytuacja pozostaje dramatycznie zła. Organizatorzy pomocy rozkładają bezradnie ręce: nie mamy środków, a skala potrzeb przekroczyła wszelkie wyobrażenia.

Dramat humanitarny

Rzeczywiście takiego nagromadzenia katastrof humanitarnych nie było od dawna. W 2006 r. liczbę ludzi potrzebujących szybkiej pomocy humanitarnej oceniano na 30 mln, rok temu na 52 mln, a dzisiaj jest ich już ponad 100 mln. Tak gwałtownego wzrostu liczby ofiar kryzysów ONZ nie notowała jeszcze nigdy. Nieszczęścia milionów ludzi wywołuje wojna w Syrii i Iraku, lokalne konflikty w Sudanie Południowym i w Nigerii, Republice Środkowej Afryki, katastrofą humanitarną coraz bardziej grozi konflikt na wschodzie Ukrainy i chaos we względnie zamożnej do niedawna Libii.

Jakby tego było mało, wciąż trwa walka z epidemią eboli w Afryce Zachodniej i na pomoc  czekają ofiary klęsk żywiołowych – jak choćby ludzie pozbawieni wszystkiego przez olbrzymi tajfun, który w grudniu spustoszył Filipiny, albo powodzie w Pakistanie i Boliwii. Bez pieniędzy zrobić można niewiele, choć sporadycznie takie „cuda" też się zdarzają. Negocjatorzy UNICEF zdołali osiągnąć porozumienie z rebeliantami w południowym Sudanie, na mocy którego zwalniani będą żołnierze-dzieci. Pierwszych kilkuset opuściło oddziały zbrojne w zeszłym tygodniu.

ONZ ocenia, że na pilną pomoc dla 57–60 mln ludzi na całym świecie potrzeba dziś 16,4 mld dol. W teorii to suma nieporównywalnie mniejsza niż to, co wyłożono na pomoc dla jednej tylko Grecji, gdzie nikt głodu nie cierpi. A jednak kasa organizacji pomocowych w większości świeci pustkami. Na pomoc dla uchodźców z ogarniętej chaosem Republiki Środkowej Afryki potrzeba było w zeszłym roku 127 mln dol. Z trudem zebrano 30 mln.

W tym roku może być jeszcze trudniej. Według danych OCHA po to, by skutecznie pomóc 2,7 mln ludzi w RŚA i uciekinierom z tego kraju do państw ościennych, potrzeba przynajmniej 600 mln dol. Dotychczas wpłynęło niewiele ponad 2 proc. tej kwoty. Jeszcze oporniej idzie zbiórka pomocy dla ludności cywilnej na Ukrainie. Karin de Gruijl, rzeczniczka wysokiego komisarza ds. uchodźców, musiała przyznać, że do ostatniego tygodnia stycznia żaden z darczyńców nie dokonał jeszcze wpłaty na działania agend ONZ na wschodzie Ukrainy.

Mało darczyńców

Opieszale idzie też zbiórka na inne nagłe potrzeby. W połowie grudnia zeszłego roku sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon i jego zastępczyni ds. pomocy humanitarnej Valerie Amos zaapelowali o wpłacenie na fundusz CERF (Centralny Fundusz Reagowania Kryzysowego) 450 mln dolarów, głównie w celu udzielenia szybkiej pomocy ofiarom ataku zimy w bliskowschodnich obozach dla uchodźców. Dawcy pomocy zadeklarowali blisko 420 mln, lecz jak pokazuje wieloletnia praktyka, czas, jaki musi upłynąć do rzeczywistej wpłaty, bywa mierzony miesiącami, a niekiedy wręcz latami.

Przyczyną największego kryzysu humanitarnego jest dziś bez wątpienia seria konfliktów na Bliskim Wschodzie. W Syrii trwająca od prawie czterech lat wojna wygnała z domów 3,3 mln ludzi, a w inny sposób dotknęła drugie tyle. Bardzo podobna sytuacja panuje w sąsiednim północnym Iraku, gdzie liczba uchodźców sięga 2 mln, a szczególnie obciążona jest Autonomia Kurdyjska.

W wojnie domowej w Sudanie Południowym ucierpiało 1,9 mln ludzi, dla większości których jedyną szansą jest otrzymanie pomocy w obozach dla uchodźców organizowanych przez agendy ONZ. W RŚA pomocy potrzebuje dwie trzecie ludności, czyli ponad 4,5 mln ludzi. 900 tys. z nich musiało uciekać przed prześladowaniami, a połowa z nich trafiła do sąsiednich państw. W Somalii nie toczą się już poważniejsze walki, jednak wielka susza zniszczyła uprawy i ponad milion ludzi nie zdoła przeżyć bez zagranicznej pomocy żywnościowej.

Wobec rozmiarów tych nieszczęść cierpienia kilkunastu tysięcy mieszkańców Malawi albo Sri Lanki, którym dorobek życia zniszczyły niedawne powodzie, pozostają prawie niezauważone. Organizacja Lekarze bez Granic na swojej stronie internetowej (którą symptomatycznie zatytułowano „kryzys humanitarny") zwraca uwagę na zapomniane tragedie, jak choćby na epidemię malarii, która w Afryce zbiera więcej ofiar niż nagłośniona w mediach ebola.

Takich cichych dramatów jest na świecie więcej – od chłopów cierpiących z powodu powodzi w Boliwii po uciekinierów przed antymuzułmańskimi pogromami w Birmie. Nawet kraje, w których nie doszło do żadnych konfliktów, mogą odczuwać skutki problemów u sąsiadów – tak dzieje się w Kamerunie, gdzie 0,5 mln rolników nie może zbierać plonów z powodu najazdów bojówkarzy Boko Haram z sąsiedniej Nigerii i wkrótce czeka ich głód. Nie lepiej jest w ubogim Czadzie zalewanym fala uchodźców z RŚA, Nigerii i Sudanu.

Polska solidarna

Udział Polski w międzynarodowej pomocy humanitarnej jest stosunkowo nieduży, choć od kilku lat powoli rośnie. Do działań na rzecz uchodźców i ofiar konfliktów włączają się tradycyjnie Polska Akcja Humanitarna, Caritas, Polski Czerwony Krzyż, Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej czy mniejsze organizacje i fundacje wyspecjalizowane w działaniu na wybranym obszarze (jak Fundacja dla Somalii).

Jak wykazują sondaże przeprowadzane w ostatnich latach, Polakom nie brak świadomości tego, że możemy i powinniśmy pomagać znacznie biedniejszym od nas – choćby dlatego, że w przeszłości też z takiej pomocy korzystaliśmy. W 2013 r. ideę pomocy międzynarodowej poparło wg badania TNS Polska 68 proc. Polaków, jednak większość badanych uważała, że nie powinna ona być wyższa niż 5 zł rocznie na obywatela. Niechęć tych, którzy uważają, że nasza pomoc nie jest potrzebna, wynika z przekonania o biedzie naszego kraju, choć od początku transformacji awansowaliśmy na 39. miejsce listy zamożności państw świata i w skali globalnej należymy już do kategorii „średniaków".

Na pomoc humanitarną w ubiegłym roku państwo polskie przeznaczyło ponad 13 mln zł (znacznie większa była pomoc rozwojowa). Część fundacji i organizacji pozarządowych korzysta z dotacji państwa i instytucji europejskich (np. PAH otrzymuje 7 mln zł od Dyrekcji Generalnej Komisji Europejskiej ds. Pomocy Humanitarnej i Ochrony Ludności). Podstawowe znaczenie ma jednak zbiórka środków od firm i osób prywatnych. Na przykład Caritas na pomoc międzynarodową wydał 8,5 mln zł (najwięcej przekazano ofiarom tajfunu na Filipinach), ale z dotacji państwowych pochodziło niespełna 3 mln.

Statystyczny Polak wydaje na wsparcie najuboższych i dotkniętych nieszczęściami ludzi na świecie trochę ponad 3 zł rocznie. Nie trzeba wiele, by tę niezbyt imponującą sumę choć trochę zwiększyć.

Pomóż ofiarom kryzysów humanitarnych na świecie! Nr konta: BPH S.A. 91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem „pomoc humanitarna cywilom".

Dołącz do Klubu PAH SOS lub PAH SOS Biznes. Więcej informacji: www.pah.org.pl/klub

Społeczeństwo
Sondaż: Amerykanie niezadowoleni z polityki gospodarczej Donalda Trumpa
Społeczeństwo
Zadowolony jak Rosjanin w czwartym roku wojny
Społeczeństwo
Hiszpania pokonana w pięć sekund. Winę za blackout ponoszą politycy?
Społeczeństwo
Po dwóch latach w Sojuszu Finowie tracą zaufanie do NATO. Efekt Donalda Trumpa?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Społeczeństwo
Nowa Zelandia będzie uznawać tylko płeć biologiczną? Jest projekt ustawy