Prezydent Valéry Giscard d’Estaing powierzył w 1975 r. jednemu z największych autorytetów kraju zadanie przekonania Francuzów do legalizacji aborcji. Simone Veil, uratowana z Holokaustu więźniarka Auschwitz-Birkenau, polityk i prawniczka żydowskiego pochodzenia, przekonywała w parlamencie: „Zwierzę się z odczuć kobiet w tym niemal wyłącznie złożonym z mężczyzn zgromadzeniu: przerwanie ciąży to jest zawsze dramat, przez który nigdy się nie przechodzi z radością” – mówiła ówczesna minister zdrowia.

Legalizacja przerywania ciąży pod ścisłymi warunkami, przyjęta wówczas na próbę na okres pięciu lat, była reakcją na sprawę 17-letniej Marie-Claire Chevalier, która usunęła ciążę będącą wynikiem gwałtu, a sąd mimo obowiązującego wówczas prawa nie skazał jej na karę więzienia.

Jednak przez kolejne pół wieku ewolucja społeczeństwa poszła daleko. Wydłużono prawo do aborcji z 10 do 14 tygodni wieku płodu, wykreślono wymóg, aby kobieta była w „rozpaczliwej kondycji”, wprowadzono zwrot kosztów operacji przez państwo.

Czytaj więcej

Francja traci Afrykę. Jej miejsce zajmuje Rosja

Jak wynika z sondażu IFOP, 81 proc. Francuzów popiera dziś prawo do przerywania ciąży. I gdy tradycyjne środowiska kościelne kilka dni temu w rocznicę uchwalenia ustawy Veil wezwały do manifestacji w centrum Paryża „w obronie życia”, stawiło się wedle organizatorów 20 tys. osób, ale zdaniem Prefektury policji – tylko 6 tys.

Francja zareagowała więc z niepokojem, a nawet oburzeniem, gdy latem 2022 roku zdominowany przez konserwatystów amerykański Sąd Najwyższy zniósł wyrok Roe v. Wade z 1973 r., gwarantujący w całym kraju prawo do aborcji. Z inicjatywy 34-letniej deputowanej radykalnie lewicowego ruchu Francja Niepokorna Mathilde Panot w listopadzie Zgromadzenie Narodowe przyjęło ustawę gwarantującą – poprzez wpisanie do konstytucji – „prawo do legalnego przerywania ciąży”.

To, co przeszło gładko przez izbę niższą parlamentu, okazało się o wiele większym wyzwaniem w Senacie, gdzie dominuje prawica. W poniedziałek, po blisko trzech godzinach debat, udało się jednak zebrać niewielką (166 „za” przy 152 głosach „przeciw”) większość za tekstem, który zakłada dopisanie do art. 34 konstytucji aborcji. Przyjęta formuła mówi jednak o „wolności”, a nie „prawie”. Zakłada też, że to ustawa nadal będzie określać zasady przerwania ciąży. Z takim kompromisem wystąpił senator gaullistowskich Republikanów Philippe Bas, niegdyś bliski współpracownik Simone Veil.

Artykuł 34 konstytucji wymienia długą listę obszarów, które muszą regulować ustawy, od ochrony zdrowia po edukację, od organizacji obrony kraju po przywileje funkcjonariuszy publicznych. Teraz jednym z nich będzie aborcja. Bo choć projekt ustawy w nowej formie wraca do Zgromadzenia Narodowego, to nie ma wątpliwości, że to gremium nie zablokuje umocnienia w prawie legalizacji przerywania ciąży. Później do prezydenta będzie należało, czy sam jego podpis wypełni polecenie parlamentu, czy też dodatkowo konieczne będzie zorganizowanie referendum. Byłby to jeden z nielicznych dziś przykładów, w których propozycja głowy państwa uzyskałaby powszechne poparcie narodu.

Przykład Francji może wpłynąć na rozwój wypadków w sąsiedniej Hiszpanii. Tu postfrankistowskie ugrupowanie Vox również chce postawić na porządku dnia prawo do aborcji, ale aby jej zakazać. W 1985 r. zniesiono kary w większości przypadków, ale ostateczna legalizacja (do 14. tygodnia) została wprowadzona w 2010 r. Nie da się wykluczyć, że Vox po raz pierwszy utworzy rząd w koalicji z Partią Ludową w wyniku wyborów pod koniec tego roku.