Wstrząs w społeczeństwie amerykańskim wywołała niedawna decyzja Sądu Najwyższego odwracająca postanowienie z 1973 r. w sprawie Roe v. Wade i odbierająca Amerykanom konstytucyjną ochronę dostępu do aborcji przez 24 tygodniem ciąży. Na to republikanie czekali dekady, a konserwatywna większość w Sądzie Najwyższym, która po kadencji Donalda Trumpa wzbogaciła się o trójkę członków, spełniła ich oczekiwania.
Kilka dni wcześniej, również w ukłonie w stronę republikańskiej części społeczeństwa, sędziowie odrzucili obowiązujący od lat przepis ograniczający noszenie broni w miejscach publicznych w stanie Nowy Jork. Ich zdaniem Amerykanie mają prawo nosić broń poza domem w celach samoobrony. To decyzja mało pomocna dla stanu Nowy Jork, który od początku pandemii boryka się ze wzmożoną przestępczością na ulicach. Zagraża też podobnym przepisom w innych liberalnych stanach, takich jak New Jersey, Maryland, Massachusetts czy Kalifornia.
Czytaj więcej
Po unieważnieniu wyroku Roe vs. Wade stan Ohio wprowadził niemal całkowity zakaz aborcji. W konsekwencji odmówiono usunięcia ciąży zgwałconej dziesięcioletniej dziewczynce.
Przystali też na finansowanie z funduszy publicznych religijnych szkół, przyznali pracownikom szkół publicznych prawo do odmawiania modlitw w pracy oraz wstrzymali orzeczenia sądów niższej instancji, które domagały się od dwóch stanów zmiany kongresowych granic, aby dać mniejszościom szansę wyboru swoich kandydatów.
W ostatni czwartek natomiast Sąd Najwyższy, rozważając wniosek grupy konserwatywnych stanów i korporacji węglowych, odebrał amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA) możliwość wprowadzania przepisów mających na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Przepisy te miały przekierować sektor energetyczny z uzależnienia od węgla na mniej szkodliwe dla środowiska źródła energii. Sędziowie orzekli, że ta agencja federalna nie ma uprawnień do ingerowania w sektor produkcji energii w taki sposób, aby uniezależnić go od węgla.