Na targu pod Gubałówką każdy ser wędzony, także z mleka krowiego, nazywany był dawniej oscypkiem. Teraz pojawiły się etykiety: ser maślany, tradycyjny, kanapkowy, dobry do grilla, bacowski. – Panie, one są robione jak oscypki. Ale nazwać ich tak nie można, bo to grozi więzieniem – tłumaczy gaździna sprzedająca serki.
Od jesieni resort rolnictwa będzie refundował góralom koszty zdobycia certyfikatów
Unijną ochronę jako produkt regionalny oscypek uzyskał z końcem lutego. W kwietniu bacowie wypędzili owce na hale i zaczęli je doić. Od tej chwili aż do jesieni, gdy zakończy się wypas, oscypek może być pucony, czyli wytwarzany w bacówkach. Aby górale mogli legalnie używać nazwy zastrzeżonej w Europie, muszą się zgodzić na kontrolę weterynaryjną w swoich bacówkach i mieć certyfikat, że ich produkt ściśle odpowiada tradycyjnej recepturze. Jednak z prawie 100 baców, którzy wytwarzają oscypki, na razie tylko czterech ma takie pozwolenie.
– Pięciu następnych złożyło wnioski i czeka na kontrolę produktów – mówi Izabella Kamińska z Głównego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, który wydaje certyfikaty.
Rynek jednak nie znosi próżni: na straganach i w sklepach sprzedawane są podróbki słynnego sera. – Mnie już ręce opadają. Zaczynam wątpić w sens tej naszej walki o europejskiego oscypka – żali się dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu Jan Janczy, jeden z inicjatorów wprowadzenia oscypka do Europy. – Zabiegaliśmy o tę rejestrację, aby klient nie był nabijany w butelkę. Żeby jako oscypek nie był mu wciskany krowi ser – przypomina Janczy.