Tym się tylko żyje, za co się umiera

Społeczeństwo pozbawione swych korzeni staje się płytsze i wyjałowione

Aktualizacja: 08.11.2008 10:27 Publikacja: 07.11.2008 22:50

Pomnik Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej w Warszawie

Pomnik Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

O odrodzeniu Polski po 123 latach niewoli napisano wiele. Mamy liczne relacje świadków i wspomnienia, naukowe opracowania i bogatą literaturę polemiczną. Zasługi odzyskania niepodległości zwolennicy Piłsudskiego przypisywali wyłącznie czynowi zbrojnemu. Podkreślali też przenikliwość Marszałka, który trafnie przewidział wybuch wojny i jej ostateczny wynik. W opracowaniach przeciwnego obozu odmawiano Piłsudskiemu zasług i zwracano uwagę na jego błędy. To dyplomacja Dmowskiego uratowała na paryskiej konferencji pokojowej Ziemie Zachodnie, które Piłsudski rzekomo poświęcał, skupiając całą uwagę na Kresach Wschodnich. Fakt, że Dmowski odnosił nie tylko sukcesy w Paryżu, ale popełniał błędy, starano się tuszować, sięgając po niezawodny argument o antypolskich knowaniach światowego żydostwa.

Uznanie obu orientacji za de facto uzupełniające się – nazywano to czasem grą na dwóch fortepianach – przedstawił m.in. Tytus Komarnicki w swej znanej książce „Rebirth of the Polish Republic”, która ukazała się w Londynie w 1957 r.

W schematycznej prezentacji skrajnej lewicy Polska odzyskała niepodległość jedynie dzięki rewolucji październikowej. Wreszcie, istniał pogląd, może bardziej widoczny w publikacjach zagranicznych niż polskich, który można określić mianem przypadkowości. Niepodległość Polski była wynikiem zwycięstwa państw sprzymierzonych oraz załamania się trzech państw zaborczych. Sami Polacy nie mieli żadnego wpływu na ten rozwój wypadków. Czyn zbrojny był proporcjonalnie nikły w porównaniu z osiągnięciami i stratami wielomilionowych armii koalicji i państw centralnych. Wysiłki polskiej dyplomacji w czasie wojny czy na konferencji pokojowej odnosiły sukcesy jedynie wtedy, gdy leżało to w interesie zwycięskich mocarstw. Za dyplomacją Dmowskiego czy obozu Piłsudskiego nie stała żadna siła realna, z którą musiano by się liczyć. Co stanowiło pomyślną koniunkturę dla sprawy polskiej i jakie czynniki odgrywały decydującą rolę? W odpowiedzi na to pytanie zacytujmy lapidarne ujęcie wybitnego poznańskiego historyka Janusza Pajewskiego: „Państwo polskie zostało odbudowane wolą i wysiłkiem narodu polskiego; ale mogło to nastąpić jedynie w chwili załamania się wszystkich trzech zaborców”. W 1918 r. Polska rodziła się we krwi i bólach jako „trudne, biedne państwo”. II Rzeczpospolita nie zbudowała „szklanych domów” Żeromskiego. Miała wzloty i upadki. Była w niej Bereza i proces brzeski, strajk chłopski i getto ławkowe. Był „rachunek krzywd”, który wspomina w swym wierszu „Bagnet na broń” Władysław Broniewski. Ale o tę Rzeczpospolitą walczyli i za nią ginęli żołnierze września i sił zbrojnych na Zachodzie, partyzanci i powstańcy Warszawy. „Tym się tylko żyje, za co się umiera” – pisał Kazimierz Wierzyński we „Wstążce z »Warszawianki«”.

Od roku 1918 minęło 90 lat, czyli równie długi okres, jak od powstania listopadowego do odrodzenia państwa polskiego. Nic więc dziwnego, że odzyskanie niepodległości miało inny wydźwięk dla generacji moich rodziców urodzonych pod koniec XIX w., inny dla mojego pokolenia wychowanego w II Rzeczypospolitej, wreszcie inny dla pokolenia najmłodszego, dla którego rok 1918 jest tylko częścią odległej historii. Nastrój euforii z odzyskania niepodległości oddają często cytowane słowa Jędrzeja Moraczewskiego: „Po 120 latach prysły kordony! Nie ma „ich”! Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic! Będzie dobrze!” Podobnie brzmią słowa nieskłonnego do egzaltacji Wincentego Witosa: „Ta niezmierna radość, jaka przepełnia serce i duszę całego narodu, jest uczuciem górującym ponad wszystko, nawet ponad troski i gorycz z powodu męczarni i krwi, z jakiej wyłania się Zjednoczona Rzeczpospolita Polska”.

Zwróćmy uwagę na słowo użyte przez Moraczewskiego – „na zawsze”. Dla niego, jak i dla wielu, data 1918 roku zamykała dwa stulecia, w których Polska, jak to ujął Henryk Wereszycki, oscylowała, między wolnością a niewolą”. Odzyskanie niepodległości było ukoronowaniem procesu, który był nieodwracalny. Pokolenie, które wywalczyło niepodległe państwo, identyfikowało się z nim w szczególny sposób. Pamiętam, jak mój ojciec się obruszył, gdy w 1940 r. ktoś nazwał tworzącą się we Francji armię polską legionem. Państwo polskie, nawet choć częściowo okupowane, miało armię – ten symbol państwowości – a nie legion.

Dla mojego pokolenia urodzonego z początkiem lat 20. rok 1918 r. był już historią, choć bardzo nam bliską. Niepodległa Polska, w której się wychowywaliśmy, była dla nas takim samym państwem (pomijając może mocniejszy element uczuciowy) jak dla naszych francuskich czy angielskich rówieśników Zjednoczone Królestwo czy Trzecia Republika. Po dziś dzień rysuję machinalnie i bez zastanowienia się granice Polski międzywojennej. Jej obszar identyfikowaliśmy z polskością, a Kresami Wschodnimi były dla nas ziemie nad Zbruczem czy Podhorce. Kresy, obejmujące jak dla poprzedniego pokolenia Kamieniec Podolski czy Winnicę, były częścią historii. O „rycerzach z kresowych stanic” śpiewali harcerze przy ognisku. Dopiero koniec II wojny światowej i radykalna zmiana granic stawiała pod znakiem zapytania wiarę w niezniszczalność Polski takiej, w jakiej się wychowaliśmy. Na emigracji mogliśmy mieć tylko rozumowy, nieemocjonalny stosunek do polskości Wrocławia czy Szczecina. Sceneria Bolesława Chrobrego pióra Antoniego Gołubiewa była nam bardziej odległa niż, koniec końców, nie etnicznie polskie ziemie, na których toczy się większość akcji Trylogii. Może najbardziej gorzko, i jak zwykle u niego prowokacyjnie sformułowane, brzmiały słowa Juliusza Mieroszewskiego, że jeśli niepodległość II Rzeczypospolitej była uzależniona od dobrej woli Niemiec i Rosji, to może istotnie byliśmy tylko Saisonstaat.

Historia z podtekstami aluzyjnymi odgrywała ważną rolę w okresie komunistycznej cenzury. Pisząc o różnych epizodach z przeszłości, miało się na myśli dzień dzisiejszy i porównywalną sytuację. Dziś w wolnym kraju nie jest potrzebne, aby narracja historyczna spełniała taką rolę. Stosunek do odzyskania niepodległości wpisuje się w obraz ogólnego nastawienia do prezentacji przeszłości naszego narodu. O kształt, jaki ma przyjąć ta prezentacja i jakimi kryteriami ma się kierować, toczą się obecnie boje pod hasłem „polityki historycznej”.

Do tej ostatniej mam dość ambiwalentny stosunek. Przede wszystkim kojarzy się z propagandą i politycznym zawłaszczaniem dziejów dla konkretnego celu. Jako historyk ceniący swą niezależność i swobodę warsztatu traktuję próbę narzucania odgórnej wizji przez czynniki rządzące z dużą dozą nieufności. Z drugiej strony zjawisko odchodzenia od historii, które można łatwo zaobserwować nie tylko w Polsce, jest niepokojące. Czy nie należy mu przeciwdziałać? Jaka forma jest najskuteczniejsza i najbardziej rzetelna? Jestem głęboko przekonany, że społeczeństwo pozbawione swych korzeni staje się płytsze i wyjałowione. W dyskusjach, czy okres zaborów groził Polakom wynarodowieniem, przypomniano, że od XVI wieku żaden naród nie przestał istnieć. Czy zmierzch suwerenności państw narodowych, który widzimy w erze instytucji ponadnarodowych i globalizacji, stanowi zagrożenie dla podmiotowości i charakteru narodu polskiego? Nie sądzę, aby Unia Europejska zastąpiła europejskie narody, choć zapewne będą one przechodziły pewną ewolucję, tak jak przechodziły je w przeszłości.

Wracając do 1918 roku, myślę, że datę tę należy przypominać jako przykład i punkt odniesienia do żywotności narodu. Polska nie tylko odzyskała swe prawa po stu dwudziestu paru latach niewoli, ale tracąc je ponownie podczas II wojny i dominacji komunistycznej, nigdy o nich nie zapomniała. Nie zapominajmy więc i my o symbolicznej już dziś dacie 11 listopada 1918 roku; o ofiarach i wytrwałości ludzi, którzy je ponosili, a które do niej doprowadziły: o Kościuszce i Łukasińskim, Trauguttcie, Piłsudskim, Dmowskim, Paderewskim i tylu, tylu innych. Choć może to zabrzmieć patetycznie i staroświecko, ale przyznaję się do tego, że nieraz „czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”.

[i][b]Piotr Wandycz[/b] urodził się w 1923 r. w Krakowie. Żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Od 1951 r. w USA. Był profesorem historii uniwersytetu w Yale, pracownikiem naukowym Centrum Studiów Rosyjskich na Uniwersytecie Harvarda. Autor prac poświęconych dziejom dyplomacji, historii Polski i Europy Środkowowschodniej XX wieku. Wydał po polsku m.in. książki „Pod zaborami” i „Cena wolności”. [/i]

O odrodzeniu Polski po 123 latach niewoli napisano wiele. Mamy liczne relacje świadków i wspomnienia, naukowe opracowania i bogatą literaturę polemiczną. Zasługi odzyskania niepodległości zwolennicy Piłsudskiego przypisywali wyłącznie czynowi zbrojnemu. Podkreślali też przenikliwość Marszałka, który trafnie przewidział wybuch wojny i jej ostateczny wynik. W opracowaniach przeciwnego obozu odmawiano Piłsudskiemu zasług i zwracano uwagę na jego błędy. To dyplomacja Dmowskiego uratowała na paryskiej konferencji pokojowej Ziemie Zachodnie, które Piłsudski rzekomo poświęcał, skupiając całą uwagę na Kresach Wschodnich. Fakt, że Dmowski odnosił nie tylko sukcesy w Paryżu, ale popełniał błędy, starano się tuszować, sięgając po niezawodny argument o antypolskich knowaniach światowego żydostwa.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni