Rosyjski bunt wychodzi z lasu

Walka przeciwko wyrębowi podmoskiewskich lasów zakończyła się podpaleniem siedziby władz miejskich

Publikacja: 30.07.2010 02:30

Obozowisko ekologów od tygodni zostało zaatakowane przez „nieznanych sprawców” 26 lipca

Obozowisko ekologów od tygodni zostało zaatakowane przez „nieznanych sprawców” 26 lipca

Foto: Reuters

W środę wieczorem kilkusetosobowa grupa „radykalnie nastawionej młodzieży” zaatakowała budynek ratusza w podmoskiewskim miasteczku Chimki. Młodzi ludzie w maskach wybijali okna kamieniami, ostrzelali budynek z pistoletów pneumatycznych, a potem go podpalili. Według dziennika „Kommiersant” byli to anarchiści i antyfaszyści.

Milicjanci nikogo nie zatrzymali. Funkcjonariusze tłumaczyli, że „nie zdążyli”. Potem pojechali do lasu, gdzie odbywał się pokojowy protest działaczy ruchu „W obronie chimkowskiego lasu”. Milicja, która się nie zdecydowała na walkę z radykałami, aresztowała siedzących w namiotach ekologów za „niepodporządkowanie się władzy” i nielegalne rozpalanie ognisk.

[srodtytul]Bunt czy prowokacja?[/srodtytul]

Środowe zamieszki w Chimkach były jak dotąd najgłośniejszym akordem trwającej od lat społecznej kampanii przeciwko wyrębowi okolicznych lasów pod budowę autostrady Moskwa – Petersburg. Do tej pory akcję prowadzili głównie miejscowi aktywiści i ekolodzy. Wśród nich dziennikarz „Chimkińskiej Prawdy” Michaił Bekietow. W listopadzie 2008 r. Bekietowa brutalnie pobili nieznani (nadal niewykryci) sprawcy. Dziennikarz do dzisiaj przechodzi rehabilitację – stracił nogę, cztery palce u ręki i nie odzyskał mowy.

Chociaż do udziału w napadzie na ratusz przyznali się na swoich portalach moskiewscy anarchiści, nie jest jasne, czy spektakularna akcja była desperackim aktem obywatelskiego nieposłuszeństwa radykalnej młodzieży, czy może prowokacją. – Nie wykluczamy żadnej wersji, bo obie są równie prawdopodobne – mówi Andriej Marguliow, jeden z aktywistów z Chimek. – My w każdym razie nie mamy z nią nic wspólnego – podkreśla w rozmowie z „Rz”.

Według niego dotychczasowy rozwój wydarzeń wokół podmoskiewskiego lasu pozwala rozważać jako prawdopodobne wszystkie wersje. Nawet takie, według których strona zainteresowana uciszeniem protestujących (a więc wykonawcy robót lub nawet ktoś z przedstawicieli władz) wynajęła do pomocy „ulicznych bojowników”. Takie hipotezy uwiarygadnia nie tylko sprawa napaści na Bekietowa, ale także powtarzające się ataki na ekologów. Nie dalej niż w zeszłym tygodniu ich obóz zaatakowali zamaskowani ludzie w koszulkach z napisami „SS”. – Podejrzewamy, że byli to po prostu kibice, których można wynająć – do zastraszania – tłumaczy Marguliow. Zamiast wezwanej milicji na miejsce przyjechał OMON, który odwiózł na posterunek... ekologów.

[srodtytul]Desperacja ekologów[/srodtytul]

Marguliow zaznacza, że ludzie z ruchu „W obronie chimkowskiego lasu” to nie tylko ekolodzy. – Walczymy o prawa obywatelskie, ale nasz głos do nikogo nie dociera – tłumaczy. Aktywiści założyli w lesie obozowisko w geście desperacji, bo już dawno wykorzystali wszystkie możliwe sposoby legalnego protestu.

– Przeszliśmy przez wszystkie kręgi biurokracji i przez sądy. Rozmawialiśmy z urzędnikami, przedstawicielami podwykonawcy, firmy Tiepłotechnika, nawet z wiceministrem środowiska. Ale z tych rozmów nic nie wynikło. Do dzisiaj nie pokazano nam zgody na wyrąb lasu – jest on nielegalny – mówi nam Marguliow.

Beznadziejna walka o las w Chimkach z kulminacją w postaci szturmu radykałów wpisuje się w typowy rosyjski scenariusz. Wszelkie inicjatywy umiarkowanej opozycji i społecznych aktywistów są przez władze uparcie ignorowane. Z czasem do akcji po stronie bojowników o sprawiedliwość wkraczają zwolennicy rozwiązań siłowych lub ci umiarkowani sami przechodzą na stronę radykałów. To pozwala władzy zaliczyć ich do tak zwanych ekstremistów, którzy nie tylko nie walczą w słusznej sprawie, ale – przeciwnie – próbują burzyć społeczny porządek.

Czyli takich, którzy nigdy nie zdobędą szerokiej społecznej aprobaty. Zdaniem komentatorów, nawet jeśli anarchiści chcieli ekologów wesprzeć, to tylko im zaszkodzili. Właśnie dlatego środową akcję krytykowali wczoraj niektórzy opozycjoniści.

„Czasy bolszewików minęły. We współczesnym świecie rewolucji dokonuje się metodami pokojowymi” – napisał w swoim blogu jeden z liderów antykremlowskiej opozycji Ilja Jaszyn.

[i]Justyna Prus z Moskwy [/i]

W środę wieczorem kilkusetosobowa grupa „radykalnie nastawionej młodzieży” zaatakowała budynek ratusza w podmoskiewskim miasteczku Chimki. Młodzi ludzie w maskach wybijali okna kamieniami, ostrzelali budynek z pistoletów pneumatycznych, a potem go podpalili. Według dziennika „Kommiersant” byli to anarchiści i antyfaszyści.

Milicjanci nikogo nie zatrzymali. Funkcjonariusze tłumaczyli, że „nie zdążyli”. Potem pojechali do lasu, gdzie odbywał się pokojowy protest działaczy ruchu „W obronie chimkowskiego lasu”. Milicja, która się nie zdecydowała na walkę z radykałami, aresztowała siedzących w namiotach ekologów za „niepodporządkowanie się władzy” i nielegalne rozpalanie ognisk.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Społeczeństwo
Alarmujące dane z Wielkiej Brytanii o woreczkach nikotynowych. Najnowsze wyniki badań dotyczą dzieci
Społeczeństwo
Gwardia Narodowa na ulicach Los Angeles. Protesty przeciwko polityce Donalda Trumpa ws. migracji
Społeczeństwo
Protesty w Los Angeles, Trump wysyła Gwardię Narodową. Gubernator: Chce widowiska
Społeczeństwo
Już nie USA i nawet nie Ukraina. Kogo Rosjanie uważają za głównego wroga?
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Społeczeństwo
Francja wydaje wojnę pornografii. Serwisy dla dorosłych protestują