Chińskie matki są najlepsze?

Taką tezę stawia Amy Chua, Amerykanka chińskiego pochodzenia, której książka wywołała w USA skrajne reakcje. Do polskich księgarń trafi 8 marca. Ma nosić tytuł „Bojowa pieśń tygrysicy”

Publikacja: 23.01.2011 00:01

Chińskie matki są najlepsze?

Foto: copyright PhotoXpress.com

Kiedy siedmioletnia Lulu nie mogła nauczyć się poprawnie grać na pianinie „Białego osiołka” francuskiego kompozytora Jacques’a Iberta, jej matka – Amy Chua – kazała jej ćwiczyć całą noc. Gdy ta w akcie rozpaczy (szarpanie, wymachiwanie pięściami i kopanie nie pomagało) podarła nuty, matka zebrała je, posklejała i umieściła w foliowej koszulce, by sytuacja się nie powtórzyła. Kazała Lulu ćwiczyć tak długo, aż zagra bezbłędnie. Dziewczynka nie mogła wstać od pianina nawet za potrzebą ani gdy zgłodniała.

– Groziłam, że oddam jej domek dla lalek do Armii Zbawienia, że nie dostanie prezentów pod choinkę, że przez dwa, trzy, a nawet cztery lata nie wyprawię jej urodzin – mówi Chua, profesor prawa na uniwersytecie Yale. W końcu zagrała perfekcyjnie. – Sama się później z tego cieszyła i dziękowała – mówi „wzorowa” chińska matka. To jeden z przykładów kontrowersyjnych metod wychowawczych, które opisała. Zdaniem autorki, której książka trafiła na piąte miejsce listy bestsellerów „New York Timesa”, amerykańscy rodzice to mięczaki, a z dzieckiem trzeba postępować surowo.

[srodtytul] Rodzic wie, co dobre[/srodtytul]

Jak przekonuje, chińscy rodzice wychodzą z założenia, że wiedzą, co jest najlepsze dla ich dziecka, toteż jego wola i zachcianki nie mają tu nic do rzeczy. Chińscy rodzice wiedzą też, że dopóki nie jest się w czymś dobrym, nie sprawia to nam przyjemności, dlatego ważne jest, by dziecko ćwiczyło, nawet wbrew własnej woli.

W domu Chua obowiązują ścisłe reguły: córki nie mogą nocować u koleżanek, brać udziału w szkolnych przedstawieniach, oglądać telewizji, grać na komputerze, samodzielnie wybierać zajęć pozalekcyjnych. Muszą być najlepsze w klasie ze wszystkich przedmiotów oprócz WF i zajęć teatralnych, grać na pianinie lub skrzypcach. Nie można stosować taryfy ulgowej.

Jeśli dziecko przyniesie złą ocenę, chińska matka każe mu rozwiązywać tysiące testów, by ją poprawiło. Gdy dziecko jest niepokorne lub nie osiąga pożądanych efektów, można je nazwać śmieciem. „Gdy dziecko jest za grube, chińska matka powie bez ogródek: »Hej, grubasie, musisz schudnąć«. Zachodni rodzice natomiast krążą wokół problemu na paluszkach, poruszają temat w kontekście »zdrowia« i nigdy nie mówią słowa na »g«, w wyniku czego ich dzieci cierpią na zaburzenia odżywiania i mają wypaczony obraz samych siebie’ – pisze Chua. Zachodni rodzice zbyt się przejmują psychiką swych dzieci, chińscy nie zwracają na to uwagi.

– Książka jest kontrowersyjna, czasami wręcz szokująca, ale każe się zastanowić nad tym, jak wypełniać rolę rodzica i czego chcemy swoje dziecko nauczyć. Każda prowokująca scena ma swój cel, zmusza do myślenia. A przy tym książka jest świetnie napisana, ironiczna, miejscami obłędnie śmieszna. Nie mogliśmy się oprzeć – mówi „Rz” Katarzyna Rudzka, szef redakcji literatury obcej wydawnictwa Prószyński Media Sp. z o.o., które wydaje w Polsce książkę.

[srodtytul] Sukcesy to nie wszystko [/srodtytul]

Metody wychowawcze Amy Chua wywołały żywą dyskusję w Stanach Zjednoczonych. Pod jej artykułem „Dlaczego chińskie matki są lepsze” w „The Wall Street Journal” jest już ponad 7 tysięcy komentarzy. Internauci wyzywają ją od wariatek i monstrów. „Z powodu rodziców takich jak Amy Chua Amerykanki chińskiego pochodzenia, takie jak ja, chodzą na terapię” – napisała jedna z internautek. Inna opisuje doświadczenia z chińskimi koleżankami z uniwersytetu. Jej współlokatorka płynnie mówiła czterema językami, grała na trzech instrumentach i miała najlepsze wyniki na roku, ale przy tym była aspołeczna. „Sukcesy akademickie to nie wszystko. Co z tego, skoro nie ma się przyjaciół” – pisze internautka.

Do debaty włączyli się także eksperci. Hilary Levey Friedman, socjolog z Uniwersytetu Harvarda, przyznaje, że aby osiągnąć sukces w dzieciństwie czy w dorosłym życiu, trzeba potrafić być najlepszym zarówno indywidualnie, jak i zespołowo. Wątpi jednak w stuprocentową skuteczność takich metod. – Musimy być bardzo ostrożni, ponieważ nie wiemy, ile wychowywanych w ten sposób dzieci nie osiąga sukcesu. Ile dzieci z talentem pianistycznym odpadło – mówi „Rz” Hilary Levey Friedman.

[srodtytul]Prawo dziecka do decyzji[/srodtytul]

Doktor Lawrence Balter, psycholog dziecięcy i ekspert w zakresie wychowywania dzieci, mówi wprost: – Metody pani Chua są ekstremalne. To normalne, że rodzice często podejmują decyzje za swoje dzieci, ale muszą być elastyczni w działaniu. Dzieci muszą mieć okazję do nauczenia się podejmowania własnych decyzji – przekonuje w rozmowie z „Rz”. – Poza tym nie można nazywać dziecka śmieciem, bo rani się jego uczucia.

– Dziecko uzależnione od rodziców traci poczucie bezpieczeństwa. To nie jest dobra motywacja – dodaje dr Balter.

W obronie matki stanęła jej starsza córka 18-letnia Sophia, która występuje jako pianistka w nowojorskiej Carnegie Hall.

Określenie „chińska matka” nie odnosi się wyłącznie do Chinek. „Chińską matką” może być ojciec rodziny robotniczej, rodzice z Korei, Jamajki czy Irlandii. Także zdaniem Hilary Levey Friedman surowe wychowywanie nie jest domeną chińskich matek. W USA wielu rodziców jest nastawionych na sukces swych pociech. Różnica polega na tym, że niekoniecznie koncentrują się na najlepszych wynikach w szkole. Często chcą, by dziecko osiągnęło sukces w sporcie, aktorstwie czy innej dziedzinie. – Nie ma wątpliwości, że już od dzieciństwa w Ameryce pojawia się rywalizacja i konkurencja, coraz młodsze dzieci są zmuszane do brania udziału w tym wyścigu – uważa Hilary Levey Friedman. Przez ponad dziesięć lat badała 150 rodzin, w których małe dzieci brały udział w konkursach piękności, tańca, szachowych, matematycznych. Jak mówi, wszystkie matki były „tygrysicami”. To, na ile ich metody były skuteczne, a na ile niszczące, okaże się, dopiero gdy te dzieci dorosną.

Kiedy siedmioletnia Lulu nie mogła nauczyć się poprawnie grać na pianinie „Białego osiołka” francuskiego kompozytora Jacques’a Iberta, jej matka – Amy Chua – kazała jej ćwiczyć całą noc. Gdy ta w akcie rozpaczy (szarpanie, wymachiwanie pięściami i kopanie nie pomagało) podarła nuty, matka zebrała je, posklejała i umieściła w foliowej koszulce, by sytuacja się nie powtórzyła. Kazała Lulu ćwiczyć tak długo, aż zagra bezbłędnie. Dziewczynka nie mogła wstać od pianina nawet za potrzebą ani gdy zgłodniała.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK