Domagają się rewolucji na europejską skalę. W tym celu kilka miesięcy temu rozpoczęli krucjatę w walce o swoje prawa w ogarniętej kryzysem Europie. W Internecie i mediach funkcjonują jako "15M" - od daty 15 maja, kiedy to wyruszyli z Barcelony na Madryt.
W ostatni weekend do Paryża dotarła grupa około 300 osób. - Zdobyliśmy Bastylię, to było bardzo symboliczne - mówi Amira Bocheńska, fotografka, która przygotowuje film dokumentalny o "15M". Towarzyszy maszerującym od samego początku. Z przygodami.
- Po wieczornym spotkaniu 19 września, gdy wyszliśmy na miasto, otoczyły nas setki policjantów. Policja aresztowała 80 osób. Zatrzymani siedzieli kilka godzin na komisariacie. Na szczęście potem zostali wypuszczeni - dodaje.
Paryż boi się młodych
Z informacji opublikowanych na Facebooku i Twitterze wynika, że pozornie liberalny Paryż przestraszył się marszu "15M". - Gdy wraz z grupą kilkudziesięciu osób wyruszyliśmy szukać miejsca na kemping, otoczyła nas policja, odciągając od oglądających całe zajście mieszkańców - opowiada Amira. - Paryż wyraźnie boi się naszego ruchu i stara się skutecznie go blokować. Policja zatrzymała kilkudziesięciu uczestników bez czekania na rozkaz, mówiąc, że nasza manifestacja jest nielegalna. A my tylko szliśmy chodnikami - dodaje.
A jednak - choć pod kontrolą policji - udało się zorganizować niewielką manifestację w centrum Paryża. Do 300 "oburzonych" dołączyło około 50 osób z Paryża.