- Moja pięcioletnia córka właśnie znalazła figurkę Mikołaja na półce. Za moment zażąda choinki i prezentu – mówi Anna Bernat, zaskoczona tym, co znalazła w krakowskim Lidlu.
A tu są nie tylko kalendarze adwentowe z czekoladkami, ale i świąteczne marcepanowe ciastka, bombki z czekolady i mikołajowe figurki w kolorowej folii.
- Mamy to w całej sieci od poniedziałku. Tak zdecydowała centrala. Klienci zaczynają się powoli tym interesować – mówi kierowniczka sklepu przy ul. Borkowskiej w Krakowie. Potwierdza, że w tym roku bożonarodzeniowe słodycze są w ofercie wcześniej niż zwykle. – Może chcemy być lepsi nawet od Amerykanów? – mówi. Na dłuższą rozmowę nie ma czasu.
- Jestem trochę oburzona, bo nawet świąteczne dekoracje w listopadzie uważam za przedwczesne. Na pewno nie kupię wnukom czekoladowych bombek we wrześniu. Ze świąt obchodzonych już pod koniec lata nic przecież nie zostanie – twierdzi 70 letnia pani Alina, także klientka Lidla w Krakowie.
- Nie chcę pomstować na komercjalizację Bożego Narodzenia. Jednak zawsze dobre interesy robi się, respektując naturalny rytm kultury, ludzkie zwyczaje i tradycje - mówi ksiądz Krzysztof Mądel, jezuita, który zajmuje się etyką biznesu. – Obchodzenie Bożego Narodzenia od września traci sens. Ochotę na to ma chyba jakaś niszowa grupa, jeszcze mniejsza niż grono wyznawców Nergala. Oby ci, którzy są za taką ofertę odpowiedzialni, nie zgubili gdzieś całego kontekstu kulturowego świąt. Bo mogą skończyć tak, jak jeden z marketów w Japonii, w którym pewien naukowiec dostrzegł świąteczną dekorację w postaci Mikołaja na krzyżu. To miał być symbol chrześcijański. Tyle że w Japonii chrześcijanie stanowią znikomy procent ludności. U nas – znaczną większość.