W Hiszpanii nadal udziela się ślubów osobom tej samej płci, a pochłonięty kryzysem rząd Mariano Rajoya nie zrobił nic, by odebrać gejom i lesbijkom prawa, z których korzystają od 2005 roku. Jednak ich organizacje już rozpoczęły kampanię, by wywrzeć presję na nowe prawicowe władze.
– Chodzi o prawa naszych dzieci, będziemy o nie walczyć wszystkimi środkami, ze wszystkimi – zapowiedziała wiceszefowa stowarzyszenia Rodzin Lesbijskich i Gejowskich (FLG) Maria José Ariza. Organizacja chce się spotkać z osobami odpowiedzialnymi w rządzącej Partii Ludowej (PP) za sprawy społeczne, by zaapelować o utrzymanie w mocy prawa, które zrównało związki osób tej samej płci z małżeństwem mężczyzny i kobiety. Domaga się, by PP wycofała z Trybunału Konstytucyjnego skargę na niezgodność tego prawa z ustawą zasadniczą. Trybunał zwleka od ponad sześciu lat z wypowiedzeniem się w tej sprawie. – To jest jak miecz Damoklesa nad naszymi głowami – mówią działacze FLG.
Rządząca prawica powołuje się na konstytucję. Mówi ona o małżeństwie kobiety i mężczyzny
Od 2005 roku w Hiszpanii pobrało się około 25 tys. par gejów i lesbijek. Nie wiadomo, ile dzieci wychowują dzięki prawu do adopcji, które dał im socjalistyczny rząd José Zapatero.
O tym, że śluby gejów nie naruszają konstytucji, jest przekonany minister sprawiedliwości w rządzie Rajoya. Alberto Ruiz-Gallardón wywołał burzę taką deklaracją, choć zastrzegał, że to jego prywatna opinia. Posypały się zapewnienia innych ministrów, że PP nie zmieniła zdania na temat prawa z 2005 roku. – Gdybyśmy nie sądzili, że nie jest ono niekonstytucyjne, nie głosowalibyśmy przeciwko niemu, nie zgłosilibyśmy poprawek do całości i nie zaskarżylibyśmy go do trybunału – przekonywali członkowie rządu. Byli zgodni, że trzeba poczekać na werdykt trybunału. Socjaliści oskarżyli ich o hipokryzję. Wezwali rząd, by otwarcie powiedział, że nie akceptuje małżeństw gejów z przyczyn światopoglądowych i moralnych, a konstytucja nie ma tu nic do rzeczy.