Nie mam nic przeciwko Niemcom. Nie chcemy po prostu drugiej Majorki – udowadniała niedawno Natalie Rickli, posłanka skrajnie prawicowej Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP). Uczestniczyła w telewizyjnym talk-show na temat ograniczenia imigracji do Szwajcarii z Polski i siedmiu innych państw naszej części Europy. Dyskusja przerodziła się jednak w krytykę imigrantów z Niemiec, którzy od lat szerokim strumieniem napływają do Szwajcarii w poszukiwaniu pracy i spokojnej egzystencji.
Jest ich już 278 tys. Co szósty imigrant jest Niemcem i przybywa ich w tempie 17 tys. osób rocznie. – Mamy zbyt wielu Niemców – głosi publicznie Natalie Rickli, domagając się wprowadzenia kwot imigracyjnych. „Der Spiegel" ostrzega przed dyskryminacją rodaków w kraju Helwetów.
Od kilku lat trwa w mediach bulwarowych kampania skierowana przeciwko niemieckim imigrantom. „Zabierają nasze miejsca pracy", „Ilu jeszcze Niemców wytrzyma Szwajcaria?" – takie tytuły należą do łagodnych. Jest też mowa o „niemieckich śmieciach", jak w poważnym tygodniku „Weltwoche". Na boisku uniwersytetu St. Gallen pojawił się nawet transparent: „Wracajcie do Rzeszy".
Oliwy do ognia dolewają tyrady niemieckich polityków grożących Szwajcarii „kawalerią" w odwecie za brak współpracy w ściganiu niemieckich oszustów podatkowych korzystających z usług szwajcarskich banków. Szwajcaria domaga się w zamian ukarania niemieckich urzędników podatkowych, którzy uczestniczyli w kupnie wykradzionych z jednego z banków danych niemieckich klientów. Berno i Berlin mają nadzieję, że napięte relacje ulegną normalizacji wraz z zawarciem porozumienia dotyczącego opodatkowania miliardów zgromadzonych w Szwajcarii przez nieuczciwych Niemców.