Największe preferencje – przekraczające 20 pkt proc. – obowiązują w Luksemburgu i Czechach. U naszego południowego sąsiada singiel musi oddać państwu 42,4 proc. pensji, a rodzina wychowująca dwoje dzieci, w której pracuje jedna osoba, zaledwie 20,7. Spore, ponad 15 – proc. ulgi z tytułu posiadania potomstwa wprowadziły też Niemcy i Węgry. Podobnie jest w Nowej Zelandii, Słowenii i Irlandii. Na przykład na Zielonej Wyspie, mimo rozbudowanego systemu świadczeń rodzinnych (wypłacanych tam na przykład bez względu na dochód zasiłków na dzieci) rodzina oddaje państwu zaledwie 6 proc. wynagrodzenia (singiel 25,9). W Nowej Zelandii – praktycznie nic (0,6 proc.).
Na drugim biegunie jest Grecja. Tam rodzina zapłaci więcej niż osoba samotna. I to mimo tego, że fiskus jest tam dość pazerny. Żadnych preferencji nie ma w Meksyku i Chile, mniejsze niż w Polsce obowiązują także w Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii czy Japonii.
Eksperci wskazują, że biorąc pod uwagę naszą dramatyczną sytuację demograficzną – zajmujemy 212. miejsce na 224 kraje świata pod względem wskaźnika dzietności – polityka fiskalizmu wobec rodzin jest trudna do zrozumienia. Tym bardziej że Polska w najnowszym raporcie jest wymieniana przez OECD jako jeden z trzech krajów, w którym w ubiegłym roku najbardziej wzrosły obciążenia nakładane na pracę.
Prof. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha za niską dzietność w Polsce wini właśnie m.in. wysokie narzuty na wynagrodzenia. – Skoro tatuś i mamusia muszą znaczną część swojej pensji oddać państwu, to jak spodziewać się, że będą mieli liczne potomstwo – pyta Gwiazdowski. Zwraca uwagę, że rodzice zachowują się racjonalnie. – Dzieci kosztują, a skoro państwo jest pazerne, to ludzie wybierają mało liczne rodziny – mówi. CAS szacuje co roku koszty wychowania dzieci. Z ostatniego raportu wynika, że utrzymanie i wychowanie dziecka od narodzenia do ukończenia przez nie 20. roku życia kosztuje około 176 tys. zł. Koszt wychowania kolejnego dziecka jest mniejszy, drugiego – 80 proc. kosztów pierwszego, trzeciego i następnego – po 60 proc. Wychowanie dwójki dzieci kosztuje zatem 317 tys. zł, trójki – 422 tys. zł, a czwórki – ponad pół miliona złotych.
Stanisław Kluza z SGH, były szef KNF, mówi, że uderza go wręcz niechęć i restrykcyjność polskiego fiskusa w stosunku do rodzin. – Dzieci traktuje się u nas jak luksus, rodziców karze się za ich posiadanie. To krótkowzroczna polityka, bo z punku widzenia państwa to ono jest największym beneficjentem tego, że ludzie decydują się na potomstwo – podkreśla.