Największym problemem polskiego rynku pracy jest nie tyle nadużywanie umów cywilnoprawnych czy o pracę na czas określony, ile nadmierna segmentaryzacja rynku. – Chodzi o to, że osobom młodym jest szczególnie trudno przeskoczyć z umowy o dzieło na umowę o pracę na czas określony, a potem znów na umowę na czas nieokreślony – mówi wiceminister pracy Jacek Męcina.
Segmentaryzacja jest szczególnie widoczna przy kontraktach terminowych. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że tak pracuje niemal co trzecia zatrudniona osoba. Z „Diagnozy" wynika, że najwięcej jest ich wśród 20-latków – aż 42 proc. osób. Po trzydziestce sytuacja się nieco poprawia, bo ich liczba spada do 27 proc. Ale takiej formy zatrudnienia nie brakuje także wśród 40- i 50-latków. Taki kontrakt dostaje co szósty z nich. – W kryzysie firmy niepewne swojej przyszłości wolą zatrudniać na czas określony. Jestem jednak przekonany, że jeśli gospodarka przyspieszy i znów będziemy mieć wzrost co najmniej na poziomie 4 proc. PKB, to firmy w obawie przed utratą pracowników będą oferować im stałe kontrakty – tłumaczy Męcina.
Wraz z wiekiem rzadziej zatrudnia się pracowników na umowy inne niż te, które wynikają z kodeksu pracy. Wyjątek jest jeden – im wyższa grupa wiekowa, tym większy odsetek osób na samozatrudnieniu. Po trzydziestce na taką formę pracy decyduje się mniej niż co dziesiąta osoba. Natomiast między 45. a 59. rokiem życia już prawie co piąta. – Wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze, własne firmy zakładają nie młodzi, ale ci, którzy mają już kilka lat doświadczenia zawodowego. Po drugie, wraz z wiekiem rosną zarobki i tym samym obciążenia podatkowe. Dla wielu jest to po prostu sposób na ich obniżenie – mówi Strzelecki. Przechodząc na własną działalność, mają szansę na płacenie niższych podatków i składek na ZUS.
Jednak z wnioskami autorów „Diagnozy" nie zgadzają się związki zawodowe, które już od lat walczą z tzw. śmieciówkami. Tłumaczą, że z tego właśnie biorą się dzisiejsze kłopoty systemu emerytalnego. – Ponad 4 mln Polaków świadczy pracę poza systemem ubezpieczeniowym. To jest jednak patologia – mówi Henryk Nakonieczny z NSZZ „Solidarność." – Przyszłość osób, które w wieku do 35 lat pozostają poza systemem składek emerytalnych, jest nie do pozazdroszczenia. Większość z nich nie dopracuje się własnej emerytury, nawet w wieku do 70 lat.