Źle pomagamy wykluczonym

Zatrudnienie socjalne kosztuje fortunę, a pracę znajduje najwyżej co trzeci bezrobotny – wynika z raportu Izby.

Aktualizacja: 23.12.2013 14:12 Publikacja: 23.12.2013 11:00

Zdaniem NIK w Polsce system wyciągania osób z wykluczenia społecznego działa bardzo źle

Zdaniem NIK w Polsce system wyciągania osób z wykluczenia społecznego działa bardzo źle

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Na szkolenia organizowane w ramach zatrudnienia socjalnego, które ma pomóc ludziom wykluczonym stanąć na nogi i znaleźć pracę, państwo wydaje fortunę – średnio ok. 70 tys. zł na osobę. Efekty są jednak fatalne. Posadę znajduje najwyżej co trzecia osoba.

„Instytucje zajmujące się zatrudnieniem socjalnym w niewystarczającym stopniu współpracują z lokalnymi przedsiębiorcami i urzędami pracy. To jeden z powodów słabej skuteczności" – twierdzi NIK w raporcie, do którego dotarła „Rz". Izba skontrolowała, jak państwo pomaga osobom w trudnej sytuacji życiowej.

W Bytowie (woj. pomorskie) ok. 60 osób niedawno skończyło kursy, które okazały się strzałem w dziesiątkę. – Pracę w firmie wytwarzającej okna, która jest na naszym terenie, znalazło ok. 40 proc. osób. Wcześniej zrobili kurs operatora linii do produkcji stolarki PCV – mówi „Rz" Aldona Chwarzyńska z Centrum Integracji Społecznej w Bytowie. Jak zaznacza, wzięcie mają też kursy kucharskie i usług opiekuńczych. – Ci, którzy je ukończyli, w dużej mierze znaleźli posady – wyjaśnia.

Jednak nie wszędzie szkolenia dla osób w trudnej sytuacji życiowej odmieniają ich los. NIK zbadała 29 instytucji do tego powołanych, w tym centra integracji społecznej (CIS), i ma zastrzeżenia do ich efektywności.

Osoby trwale bezrobotne, bezdomne, uzależnione, niepełnosprawne, ale i np. wychodzący z więzień, mogą skorzystać ze szkoleń w centrach integracji, które prowadzą m.in. samorządy. Z kolei ci, którzy podpisali tzw. kontrakt socjalny (np. dostaje się zasiłek z pomocy w zamian za pójście na kurs zawodowy), mogą skorzystać z zajęć klubów integracji społecznej. To ma im pomóc zdobyć umiejętności, zawód i pracę.

Chociaż takich placówek przybywa (są 124 centra i ok. 200 klubów), to usamodzielnia się niewiele osób.

Co wynika z raportu? Z 2 tys. osób, które przeszły szkolenia w centrach badanych przez NIK (w latach 2011–2012), ukończyło je 73 proc., ale tylko co trzecia (38 proc.) znalazła później pracę. Po zajęciach w klubach posadę zdobyła zaledwie co siódma (ok. 17 proc.). W centrach uczyli się m.in. zawodu, obsługi komputera. W klubach m.in. brali udział w zajęciach z motywacji. Wszyscy korzystali z pomocy psychologa lub terapeuty.

Dlaczego bogatsi o wiedzę i nowy zawód sobie nie radzili? „W co trzecim centrum programów zatrudnienia socjalnego nie dopasowano do uczestników zajęć pod względem intelektualnym, osobowościowym i zawodowym" – wytyka NIK.

W dodatku szkolenia czasem nie przystawały do potrzeb rynku lub wręcz uczono niepotrzebnych zawodów. Na przykład w centrum w Bystrzycy Kłodzkiej przyuczano do ogrodnictwa, prac stolarskich i krawieckich, gdy w rejonie był nadmiar krawców, ogrodników i stolarzy.

Szefowa tego centrum wyjaśniła, że do zajęć kierowano osoby roszczeniowe i dotknięte różnymi dysfunkcjami (długotrwale bezrobotne, bezdomne, uzależnione), dla których już samo zrobienie kursu było sukcesem. Na pracę nie mieli większych szans, bo w regionie panowało ok. 25-proc. bezrobocie (na koniec 2012 r.)

Jak mówi Aneta Błasińska, szefowa Centrum Integracji Społecznej w Staszowie (woj. świętokrzyskie), tam, gdzie jest mało zakładów, o pracę bardzo trudno. – Rocznie dzięki naszym szkoleniom zatrudnienie znajduje 60–80 osób. To oznacza, że co trzecia osoba powraca na rynek pracy. Jeśli wziąć pod uwagę, że to często ludzie długotrwale bezrobotni, o niskich kwalifikacjach, to wynik jest dobry – ocenia.

Szkolenia w CIS w Staszowie trwają od sześciu miesięcy do półtora roku. Wzięcie mają kursy opieki nad osobą chorą i dzieckiem oraz warsztaty: krawiecki, ogrodniczo-porządkowy i remontowo-porządkowy.

„Słaba skuteczność zatrudnienia socjalnego sprawia, że to instytucja kosztowna" – podkreśla NIK i wylicza, że przeciętny koszt „usamodzielnienia ekonomicznego" jednego uczestnika zajęć wyniósł w centrach 69 tys. zł. O ile w centrach samorządowych było to 54 tys. zł, o tyle w pozarządowych – prawie drugie tyle, bo 105 tys. zł.

Najtaniej w przeliczeniu na jednego bezrobotnego było w samorządowym CIS w Bydgoszczy (22,7 tys. zł), gdzie przeważająca większość osób po kursach znalazła pracę. Najdrożej, bo aż 257 tys. (w 2012 r.) – w pozarządowym CIS MEA w Łodzi, które miało efekty na poziomie kilku procent.

Zdaniem kontrolerów najpoważniejszy błąd to brak współpracy z przedsiębiorcami, ale też z urzędami pracy. Tylko niektóre centra (ok. jednej trzeciej) podpisywały umowy z miejscowymi zakładami na praktyki zawodowe. A to się opłacało. Tam, gdzie centra namówiły zakłady do współpracy, wykluczeni częściej znajdowali posady. Jak np. w Chełmie, gdzie w ramach praktyk bezrobotni m.in. remontowali sanitariaty w magistracie. Wyuczyli się zawodu, a przyszli pracodawcy się do nich przekonali.

Dominika Staniewicz, ekspert ds. rynku pracy BCC, nie zgadza się z oceną NIK. – Jeżeli 38 proc. osób po ukończeniu kursów w centrach znajduje pracę, to jest to bardzo dobry wynik. Zwłaszcza że długotrwale bezrobotni to bardzo trudna grupa. U takich osób zmieniają się kompetencje społeczne, umiejętności, mentalność, pojawiają się zahamowania. Bardzo trudno przywrócić je do normalnego funkcjonowania na rynku pracy – mówi ekspertka i zwraca uwagę, że dziś przy zmianie pracy czas poszukiwania nowej wynosi pół roku.

Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, komentuje: – Dopóki urzędy pracy nie zmienią się w rzeczywistych pośredników i nie zaczną aktywnie poszukiwać pracy oraz dopasowywać oferty do bezrobotnego, to żadne kursy nie pomogą. Co trzeci długotrwale bezrobotny, nawet jeśli nie bierze udziału w żadnym ze szkoleń, w końcu i tak znajduje pracę.

Z raportu NIK płynie też optymistyczny akcent: większość osób po szkoleniach w centrach sama znalazła posadę (63 proc. osób), a tylko co czwarta w ramach tzw. zatrudnienia wspieranego. To oznacza, że zajęcia uczą motywacji i wyzwalają aktywność.

Zdaniem NIK konieczny jest stały monitoring dalszych losów absolwentów, czyli badanie, co się z nimi dzieje.

Społeczeństwo
Władysław Kosiniak-Kamysz w Dniu Flagi: Bądźmy dumni z Biało-Czerwonej
Społeczeństwo
Cudzoziemcy na potęgę kupują mieszkania w Polsce. Zachęcił ich kredyt 2 procent
Społeczeństwo
Nie żyje Sławomir Wałęsa. Syn byłego prezydenta miał 52 lata
Społeczeństwo
Nie żyje Tomasz Jakubiak. Znany kucharz miał 41 lat
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Społeczeństwo
Młodzi wcześniej testują z „promilami”
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne