Reklama

Wielka Brytania: Polacy mają już tego dość

Największy protest od wielkiej fali imigracji w 2004 r. to sygnał rosnącej frustracji naszych rodaków.

Aktualizacja: 21.08.2015 09:45 Publikacja: 20.08.2015 21:00

Foto: Twitter

Wiele punktów pobierania krwi Narodowej Służby Zdrowia (NHS) odprawiało w czwartek ludzi z kwitkiem. Powód: wszystkie wolne terminy zajęli Polacy w ramach akcji „Polishblood" („Polska krew").

– Chcemy w ten sposób pokazać, że tak jak 75 lat temu nasi przodkowie przelewali krew za Wielką Brytanię, tak i my dziś jesteśmy gotowi wspierać kraj, w którym zdecydowaliśmy się żyć. Ale w zamian chcemy być traktowani jak pełnoprawni obywatele – mówi „Rz" Jerzy Buczyński, szef British Poles Initiative, która zorganizowała akcję.

W czwartek późnym popołudniem do udziału w akcji zgłosiło się prawie 3 tysiące Polaków, ale z każdą godziną było ich coraz więcej. Do tego stopnia, że z braku wolnych miejsc część odda krew w piątek i kolejnych dniach.

O wiele mniejsze powodzenie miał pomysł jednodniowego strajku, jaki wylansował londyński polonijny tygodnik „Polish Express". Akcji nie poparły brytyjskie związki zawodowe, a bez tego była ona nielegalna.

„Mój menedżer, gdy usłyszał o strajku, powiedział, żeby nikt nawet nie myślał o tym, by nie przyjść do pracy w ten dzień, bo pożegna się z pracą. 70 proc. pracowników stanowią Polacy. Dodam, że menedżer również jest Polakiem" – napisała na forum internetowym „Polish Express" pracująca na Wyspach Natalia Krawiec.

– To była spontaniczna, ale nie najlepiej zorganizowana akcja – przyznaje „Rz" Alicja Rakowska, rzeczniczka Ambasady RP w Londynie.

Polacy byli tym bardziej zdezorientowani, że część organizacji polonijnych, w tym największa i najstarsza z nich, Zjednoczenie Polskie, była przeciw strajkowi.

Reklama
Reklama

– Problem dyskryminacji jest realny. Ale należy go rozwiązać w sposób mniej konfrontacyjny – mówi „Rz" Jakub Krupa, rzecznik Zjednoczenia.

Mimo wszystkich niedociągnięć organizatorzy protestu osiągnęli jeden zasadniczy sukces: medialny. O ich akcji obszernie informowały wszystkie główne brytyjskie gazety, stacje telewizyjne i radiowe, od „Guardiana" i „Daily Telegraph" po BBC i „Independent". Na miejscu manifestacji przed budynkiem parlamentu zjawiły się nawet ekipy niemieckiej telewizji ZDF i dziennikarz amerykańskiego „Newsweeka".

Masowy napływ uchodźców z Syrii, Afganistanu czy Erytrei powoduje, że problem imigracji stał się dla mediów gorący. I to zainteresowanie odbija się na polskiej społeczności na Wyspach.

„Będziemy strajkować, aby zaprotestować przeciwko narastającej antypolskiej retoryce w brytyjskich mediach w ostatnich latach, w szczególności w wersji lansowanej przez lidera Niepodległościowej Partii Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigela Farage'a i jego naśladowców, wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się David Cameron" – napisał w „Guardianie" biznesmen John Żyliński. Jego nazwisko stało się znane, gdy parę miesięcy temu wezwał Farage'a na pojedynek w londyńskim Hyde Parku.

Imigracja okazała się dla Brytyjczyków wielkim problemem, bo mimo obietnic Camerona ograniczenia liczby przyjezdnych w ub.r. znów osiedliło się ich o ok. 300 tys. więcej, niż wyjechało. To rekord. Z 65 mln mieszkańców wyraźnie mniejszy od Polski kraj pęka w szwach.

Polska wspólnota, 668 tys. osób, jest po Hindusach drugą największą w kraju. Przez to stała się coraz częstszym celem ataków brytyjskich mediów i polityków. Sam Cameron zapowiedział, że będzie starał się renegocjować warunki członkostwa kraju w Unii poprzez ograniczenie praw socjalnych przyjezdnych.

Reklama
Reklama

– Negocjacje w sprawie zachowania praw Polaków są prowadzone na najwyższym szczeblu. My interweniujemy w konkretnych sprawach „jak wtedy, gdy sieć Lidl wprowadziła zakaz używania języka polskiego przez swoich pracowników – mówi Alicja Rakowska z ambasady RP. Jakub Krupa wspomina z kolei o licznych przypadkach płacenia Polakom stawek, których nie zaakceptowaliby Brytyjczycy. Chodzi głównie o uciążliwe zajęcia jak zbieranie owoców czy prace budowlane". – Konserwatywny deputowany Royston Smith zaczął rozgłaszać teorie o tym, że Polacy to hydraulicy z 20-osobowymi rodzinami. Postanowiliśmy rozwiązać ten problem w sposób niekonfrontacyjny: około 700 osób wysłało e-maile, tłumacząc mu, że 10 proc. mieszkańców jego obwodu wyborczego to Polacy i bynajmniej nie chodzi o hydraulików z licznymi rodzinami. Zreflektował się, przyjął nas w swoim biurze na Westminster" – opisuje kolejny przykład dyskryminacji Jerzy Buczyński.

Ale jest też drugi, obok niechęci Brytyjczyków, powód frustracji Polaków. 11 lat po wejściu kraju do Unii zaczynają sobie uświadamiać, że ogromna większość z nich do niczego wielkiego na Wyspach nie dojdzie, że brytyjskie eldorado nie okazało się tak wspaniałe, jak zapowiadano.

– Wielu Polaków wyjechało w czasach, gdy sytuacja gospodarcza w Polsce była o wiele gorsza. I dziś żyją i pracują w warunkach, których by nie zaakceptowali w ojczyźnie. Ale trudno im wrócić do kraju i przyznać się przed znajomymi i rodziną, że osiągnęli niewiele – mówi Alicja Rakowska.

Z niedawno opublikowanych danych NBP wynika, że po przeliczeniu na realia polskich cen i usług (są dwa razy niższe, niż w Wielkiej Brytanii – podaje Eurostat), Polacy zarabiają w pierwszym roku po wylądowaniu na Wyspach średnio 2,9 tys. zł netto, po trzech latach 3,46 tys. zł, a gdy decydują się pozostać na stałe, odpowiednik 4,05 tys. zł netto.

Społeczeństwo
Finlandia dopuszcza polowania na wilki. Czy inne kraje UE pójdą jej śladem?
Społeczeństwo
Strzelanina na plaży Bondi. Kim jest bohater, który mógł uratować nawet setki osób?
Społeczeństwo
Samolot pasażerski prawie zderzył się z maszyną wojskową USA. „To oburzające”
Społeczeństwo
Kibice rozczarowani wizytą Leo Messiego w Kalkucie. Wdarli się na boisko i zdemolowali stadion
Społeczeństwo
Ultrabogacze podbijają świat. I nadal się bogacą
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama