Medale Virtus et Fraternitas (z łac. Cnota i Braterstwo) przyznawane są osobom, które niosły pomoc Polakom lub dbają o upamiętnianie miejsc związanych z historią Polski poza granicami kraju. O nadanie medalu wnioskuje dyrektor Instytutu Pileckiego.

Podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim Andrzej Duda odznaczył dziewięć osób. – W ten symboliczny sposób Rzeczpospolita dziękuje tym, którzy umieli pokazać cnotę i braterstwo w najtrudniejszych czasach – powiedział. – Mimo czasem przecież racjonalności, która podpowiadała, by schować się i najlepiej nie wykonywać żadnych gestów, bo tak będzie najbezpieczniej, byli tacy, którzy umieli wyciągnąć rękę do drugiego człowieka – dodał prezydent Duda. Wicepremier i minister kultury prof. Piotr Gliński stwierdził, że coraz mniej osób może zaświadczyć o cierpieniu, jakie stało się udziałem milionów obywateli polskich. – Z niepokojem obserwujemy tendencje do pisania historii na nowo, wybielania sprawców i przerzucania winy za ich zbrodnie na ofiary. Martwi nas niewiedza o okrutnej historii XX w. – dodał prof. Gliński.

Medalami Virtus et Fraternitas zostali uhonorowani pośmiertnie: Petro Bazeluk i Maria Bazeluk z Ukrainy, którzy podczas wojny ukrywali Polaków z Huty Stepańskiej – Mieczysława Słojewskiego i jego 7-letniego syna Edwarda – przed rzezią dokonywaną przez ukraińskich nacjonalistów, rumuńska arystokratka i filantropka Ecaterina Olimpia Caradja, która w 1939 r. zorganizowała pomoc dla dzieci polskich uchodźców, a także burmistrz węgierskiego Ostrzyhomia Jeno Etter, który ułatwiał Polakom z obozu internowania ucieczkę na Zachód i na Bliski Wschód, gdzie wstępowali do polskiego wojska. Ponadto czeski pastor Jan Jelinek i jego żona Anna, którzy na Wołyniu w czasie wojny pomagali Żydom, a także Polakom. Medale Virtus et Fraternitas otrzymali pośmiertnie również Jozef Lach i Zofia Lachova ze Słowacji, którzy jesienią 1939 r. w Popradzie pomagali polskim uchodźcom.

Odznaczony został też Petro Hrudzewycz ze wsi Dytiatyn na Ukrainie, który w 1986 r. sprzeciwił się sowieckim funkcjonariuszom żądającym od niego, by usunął krzyż z mogiły prawie stu żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z bolszewikami w 1920 r. – Kierowały mną nie tylko chrześcijańskie wartości, ale też pamięć o bohaterach, którzy zginęli na naszej ziemi. Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego – powiedział odznaczony.