Choć wydaje się to niesprawiedliwe, zasady obliczania zachowku są bezwzględne: wylicza się go na podstawie wartości spadku z daty orzekania przez sąd.
Jeśli więc spadkobiercy sprzedali element spadku, a przed wyrokiem w sprawie o zachowek on zdrożał, to mogą być zobowiązani zwrócić więcej, niż uzyskali (może być też odwrotnie).
Pokazuje to sprawa o zachowek po zmarłej w 1992 r. Irenie D. Testamentem notarialnym cały majątek, na który składała się połowa placu budowlanego, zapisała jednemu z dwóch synów i wnukowi (jego synowi), a wnukowi po drugim synu tylko niewielki zapis. I to on pozwał spadkobierców testamentowych o zachowek.
Zachowek to połowa udziału w spadku, jaki by mu przypadł z ustawy, gdyby nie niekorzystne rozporządzenie w testamencie (gdy uprawniony jest małoletni bądź trwale niezdolny do pracy, wynosi 2/3 udziału w spadku). Biegły oszacował w maju zeszłego roku udział w działce na 344 tys. zł, więc zachowek wynosi 86 tys. zł i tyle sąd okręgowy zasądził. Rzecz w tym, że działkę tę spadkobiercy sprzedali sześć lat wcześniej za 56 tys. zł. Zachowek liczony od tej kwoty byłby oczywiście niższy, więc ten element był głównym zarzutem skargi kasacyjnej.
Sąd Najwyższy jej nie uwzględnił. Przypomniał, że według uchwały siedmiu sędziów SN z 26 marca 1985 r. (III CZP 75/84) obliczenie zachowku następuje na podstawie wartości spadku ustalonej według cen z daty orzekania. Uchwała została wpisana do księgi zasad prawnych, wiąże więc wszystkie składy SN.