Resort obrony chce rozszerzyć krąg osób, które mają prawo do samochodów służbowych z kierowcą. Teraz taki przywilej przysługuje ponad 100 osobom. Z dokumentu, do treści którego dotarła „Rz”, wynika, że wkrótce może ich być o 40 więcej. Decyzja ministra Bogdana Klicha dawałaby takie przywileje m.in. dowódcom brygad, dowódcom pułków i szefom wojewódzkich sztabów wojskowych. – Dokument jeszcze nie został podpisany przez ministra. Na razie jest w konsultacjach – mówi Robert Rochowicz, rzecznik MON. Nie chce wyjaśnić, dlaczego tak wielu urzędników musi korzystać ze służbowych samochodów.
Według wyliczeń resortu roczne utrzymanie służbowego auta to ok. 17 tys. zł. MON nie wlicza w to jednak kosztów wyżywienia i zakwaterowania żołnierza służby zasadniczej, który wozi wojskowych dygnitarzy (ok. 3500 zł miesięcznie na każdego żołnierza). Zatem już teraz przejazdy urzędników MON i wojskowych kosztują podatnika blisko 4 mln zł rocznie.
Minister obrony, szef sztabu i jego zastępcy mają nieograniczony limit na przejazdy (tzw. karta A). Oprócz nich samochody do wyłącznej dyspozycji przysługują też m.in.: szefowi gabinetu politycznego ministra, kilkunastu dyrektorom departamentów i rzecznikowi prasowemu. Te auta mają tzw. kartę B, co oznacza, że są cały czas do dyspozycji osoby uprawnionej. Kierowca przywozi ją do pracy i odwozi do domu. Limit na samochód z kartą B wynosi 20 tys. km rocznie.
Na takich samych zasadach auta przysługują szefom zarządów i szefom sekretariatów w Sztabie Generalnym. Służbowymi wozami mogą też jeździć generałowie. Lista obejmuje także dowódców rodzajów wojsk, szefów Żandarmerii Wojskowej, Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy. W sumie – ponad 100 osób.
Tajemnicą poliszynela w MON jest to, że często służbowe auta są wykorzystywane do celów prywatnych. W MON jest też długa lista osób uprawnionych do pobierania ryczałtu za wykorzystywanie samochodu prywatnego do celów służbowych (550 zł miesięcznie).