- Moim zdaniem dobrze się stało, że pan Stachowicz zrezygnował - dodał szef komisji.

Działacze opozycji zapamiętali Stachowicza głównie ze sprawy przeciw Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość. Na wiecu 1 maja 1986 r. chcieli rzucić gaz łzawiący i ulotki przeciw interwencji w Afganistanie. Wcześniej SB ich namierzyła. Aresztowała 11 osób. Władze chciały z nich zrobić groźnych terrorystów. "Rzeczpospolita" pisała o tym na początku maja.

Stachowicz prowadził także przesłuchania sprawie przecięcia 30 pasków klinowych w stojących w zajezdni autobusach MPK. Potraktowano ją jak zamach terrorystyczny. "Według relacji jednego z podejrzanych SB zorganizował klasyczne „pranie mózgu” – minimum snu, kilkunastogodzinne przesłuchania przez 7 dni w tygodniu, zakaz kontaktu z ciężarną żoną. Organizator akcji otrzymał karę 5 lat więzienia, drugi skazany 1,5 roku - z niewiadomych przyczyn był w więzieniu prześladowany i bity. Zmienił się we wrak człowieka. Na skutek ciężkiej choroby nerwowej otrzymał przerwę w wyroku. Po otrzymaniu kolejnego wezwania do odbycia kary popełnił w lutym 1989 r. samobójstwo" czytamy w gazecie.

Na początku maja sejmowa komisja śledcza nie uwzględniła wniosku Arkadiusza Mularczyka (PiS) o usunięcie płk. Stachowicza z grona swych ekspertów. Poseł chciał tego powołując się na media, które ujawniły, że płk Stachowicz brał "czynny udział" w aresztowaniu działaczy opozycji w PRL. - Wspierał system totalitarny, dlatego dziś nie daje należytej rękojmi, nie może być obdarzony zaufaniem i może nie być bezstronny - twierdził Mularczyk.

- Dobrze, że Stachowicz zrezygnował z funkcji eksperta komisji śledczej - powiedział marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - Dziwię się, że w ogóle aspirował do tej funkcji - dodał