Reklama

Kto zdecydował o areszcie?

Sprawa Nangar Khel. Prokuratura, stawiając najcięższe zarzuty żołnierzom, nie miała pełnego materiału dowodowego. Dokumenty z SKW dostała dwa tygodnie później. Śledczy dysponowali jedynie zeznaniami świadków – często sprzecznymi

Aktualizacja: 13.06.2008 14:10 Publikacja: 13.06.2008 06:28

Prokuratura, stawiając najcięższe zarzuty żołnierzom, nie miała pełnego materiału dowodowego

Prokuratura, stawiając najcięższe zarzuty żołnierzom, nie miała pełnego materiału dowodowego

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

– O istnieniu tych dokumentów dowiedzieliśmy się 23 listopada. Tego samego dnia wystąpiliśmy do komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej o ich niezwłoczne przekazanie. Otrzymaliśmy je pod koniec listopada – mówi płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Dwa tygodnie wcześniej sześciu żołnierzom postawiono zarzut zbrodni wojennej, a jednemu – ostrzelania niebronionego obiektu cywilnego. Jak mocny był materiał, którym dysponowali śledczy?

– Mieli materiał zebrany przez prokuratora działającego przy kontyngencie wojskowym w Afganistanie – mówi płk Artymiak. Dotarł on do Polski 8 października. Składał się głównie z zeznań świadków (jak wynika z informacji „Rz”, często były one sprzeczne).

Aleksander Szczygło, były szef MON, w wywiadzie dla „Rz”z 22 grudnia 2007 r. powiedział, że o planowanych zatrzymaniach żołnierzy dowiedział się dwa tygodnie przed tym faktem. – Od dwóch osób: komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej (gen. Jana Żukowskiego) i naczelnego prokuratora wojskowego (Tomasza Szałka) – przyznał Szczygło. Zatem decyzja o zatrzymaniu żołnierzy i postawieniu im zarzutów zapadła już wówczas. A Szczygło, Żukowski i Szałek wiedzieli, że w Żandarmerii Wojskowej znajdują się dokumenty Służby Kontrwywiadu Wojskowego, które nie dotarły do prokuratorów w Poznaniu.

– Dziwi mnie ta kolejność, bo najpierw zbiera się materiał dowodowy, a potem stawia zarzuty – mówi karnista prof. Piotr Kruszyński, obrońca jednego z zatrzymanych żołnierzy.

Reklama
Reklama

– Jeżeli prokuratura w momencie stawiania zarzutów dysponowała niepełnym materiałem dowodowym, to należy zadać pytanie, gdzie zapadła decyzja. Czy w prokuraturze, czy gdzieś znacznie wyżej – zastanawia się Janusz Zemke z Lewicy, szef Sejmowej Komisji Obrony. Konstanty Miodowicz z PO twierdzi, że ta sprawa to dowód niesamodzielności prokuratury. – Minister sprawiedliwości powinien zlecić prokuraturze cywilnej śledztwo w sprawie działalności prokuratury wojskowej – uważa.Prokurator pracujący w Afganistanie przyjął zupełnie inną kwalifikację czynu żołnierzy. Nie było wówczas jeszcze mowy o zbrodni wojennej, a jedynie nieostrożnym obchodzeniu się z bronią. – Prokurator dostał suchą informację o pociskach, które spadły na wioskę, i musiał przyjąć jakąś kwalifikację. Wraz z zeznaniami kolejnych świadków wszystko zaczęło się układać w logiczną całość – argumentuje płk Artymiak.

Jednak jak ustaliła „Rz”, w aktach nie ma materiałów, które dokumentowałyby moment przejścia od pierwotnej kwalifikacji do zbrodni wojennej. Kiedy więc i dlaczego śledczy skierowali sprawę na zupełnie nowe tory?

– Prokurator działający przy kontyngencie w Afganistanie przesłał dokumenty w celu ich zweryfikowania do Polski. Sam nie mógł postawić tak ciężkich zarzutów z przyczyn technicznych. W Afganistanie nie można zastosować aresztu – wyjaśnia zmianę płk Jerzy Artymiak. Prokuratura jednak zapewnia, że materiał był dostatecznie mocny, aby dać zielone światło późniejszym działaniom. – Potwierdził to choćby sąd wojskowy, który zadecydował o aresztowaniu – mówi płk Artymiak.

„Rz” jako pierwsza ujawniła, że dowódca pierwszej zmiany polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie gen. Marek Tomaszycki wystawił oficerom Służby Kontrwywiadu Wojskowego oceny niedostateczne ze służby na misji. Napisał, że nie zapewnili oni żołnierzom osłony kontrwywiadowczej, czyli bezpieczeństwa.

Pisaliśmy też, że między dowódcą bazy Wazi Kwa kapitanem Olgierdem C., jednym z oskarżonych w sprawie Nangar Khel, a oficerami kontrwywiadu wojskowego był konflikt. Kapitan meldował o tych problemach dowódcom. Informatorzy „Rz” twierdzą, że SKW szukała haków na żołnierzy, zamiast wykonywać swoje obowiązki.

„Rz” dotarła też do treści zeznań byłego ministra obrony Aleksandra Szczygły, które złożył w sprawie Nangar Khel. Były szef MON zeznał, że o kulisach sprawy dowiedział się 23 sierpnia z dokumentów SKW, które przedstawił mu jej ówczesny szef Antoni Macierewicz. Napisaliśmy też, że w tych informacjach pojawiła się mocna sugestia, że w Nangar Khel doszło do zbrodni wojennej. Wysoki oficer Wojska Polskiego, który widział materiały wojskowe na temat tej sprawy i materiały kontrwywiadu, powiedział, że zarzuty prokuratorów z listopada ubiegłego roku, to kopia tego, co przeczytał w dokumentach SKW. —e. ż, zal

Reklama
Reklama

– O istnieniu tych dokumentów dowiedzieliśmy się 23 listopada. Tego samego dnia wystąpiliśmy do komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej o ich niezwłoczne przekazanie. Otrzymaliśmy je pod koniec listopada – mówi płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Dwa tygodnie wcześniej sześciu żołnierzom postawiono zarzut zbrodni wojennej, a jednemu – ostrzelania niebronionego obiektu cywilnego. Jak mocny był materiał, którym dysponowali śledczy?

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Reklama
Służby
Atak na polskich funkcjonariuszy na granicy z Białorusią. „Leciały kamienie”
Służby
Pożar w Ząbkach pod lupą służb. Ustaliliśmy, jakie stawiają hipotezy
Służby
Tomasz Siemoniak na granicy z Litwą. Postawił Niemcom warunek
Służby
Przerzut migrantów: szlak wiedzie teraz przez Białoruś i Litwę
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Służby
Donald Tusk: Od 7 lipca wracają kontrole graniczne na granicy z Niemcami i Litwą
Reklama
Reklama