Nikt nie wie, co z tą armią

Będzie armia zawodowa – to już przesądzone. Jednak oprócz zapowiedzi, że w przyszłym roku zniknie pobór, i mglistych deklaracji niewiele wiadomo o szczegółach

Aktualizacja: 14.08.2008 17:12 Publikacja: 14.08.2008 03:05

Nikt nie wie, co z tą armią

Foto: Rzeczpospolita

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapowiedział przekształcenie naszej armii w zawodową już kilka miesięcy temu. Pomysł dobrze ocenili eksperci i wojskowi. Jednak jak mówią, diabeł tkwi w szczegółach, a tych nadal nie ma.

– Decyzja o stworzeniu armii zawodowej jest jedyną szansą na przezwyciężenie kryzysu w polskich siłach zbrojnych. Ale reforma powinna być przeprowadzona w sposób dokładnie przemyślany – twierdzi gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej GROM. – Powinni ją też robić ludzie, którzy przyciągną entuzjastów wojska i ochotników, a nie tacy jak wiceminister Czesław Piątas, który kojarzy się ze sposobem patrzenia na armię rodem z PRL-u.

MON zwołał w środę konferencję prasową, by przedstawić plan stworzenia armii zawodowej. Dziennikarze pytali przede wszystkim o liczebność przyszłego, zawodowego wojska. Powód? Od początku roku przedstawiciele MON deklarowali, że armia będzie liczyć 150 tys. żołnierzy, w tym 120 tys. w służbie czynnej, a 30 tys. w rezerwie. Ale nieoczekiwanie kilka dni temu koncepcja się zmieniła. Obecnie MON szacuje, że armia zawodowa ma liczyć 120 tys. żołnierzy, w tym 90 tys. w służbie czynnej, a 30 tys. w siłach rezerwy. A i te dane mogą ulec zmianie.

– Ostateczna decyzja, ilu żołnierzy ma być w służbie czynnej, a ilu w Narodowych Siłach Rezerwowych zostanie ogłoszona w grudniu – zapowiedział w środę gen. Czesław Piątas, odpowiedzialny w MON za przygotowanie projektów związanych z profesjonalizacją armii. – Szczegóły na temat kształtu armii i wielkości liczbowych są obecnie opracowywane w Sztabie Generalnym WP w ramach „programu rozwoju sił zbrojnych”.

Na razie wiceminister zadeklarował tylko, że pod koniec grudnia 2010 r. armia zawodowa ma liczyć do 120 tys. żołnierzy.

– Zmiana założeń w zakresie liczebności przyszłej armii zawodowej wynika prawdopodobnie z tego, że MON dokonał szacunków liczbowych. Szkoda tylko, że tak późno – uważa Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. – Czekamy też na konkrety, chociażby te związane ze strukturą wydatków.

Niewiadomych jest więcej. Do tej pory nie obliczono, ile będzie nas kosztować wprowadzenie wojska zawodowego. Resort nie podaje też dokładnej daty wprowadzenia reformy – mowa jest tylko o 2010 roku.

Wiadomo za to, jak MON chce przyciągnąć ochotników. Według Piątasa gotowy jest cały system zachęt dla osób, które chciałyby związać swoją karierę z wojskiem. Do wstąpienia w szeregi armii, jak mówił, ma przyciągać m.in. konkurencyjne na rynku pracy wynagrodzenie, zapewnienie zakwaterowania, możliwość awansu, a także gwarancje pomocy dla rodzin żołnierzy, którzy zginęli lub zostali ranni podczas służby.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: e.zemla@rp.pl

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapowiedział przekształcenie naszej armii w zawodową już kilka miesięcy temu. Pomysł dobrze ocenili eksperci i wojskowi. Jednak jak mówią, diabeł tkwi w szczegółach, a tych nadal nie ma.

– Decyzja o stworzeniu armii zawodowej jest jedyną szansą na przezwyciężenie kryzysu w polskich siłach zbrojnych. Ale reforma powinna być przeprowadzona w sposób dokładnie przemyślany – twierdzi gen. Sławomir Petelicki, twórca i pierwszy dowódca jednostki specjalnej GROM. – Powinni ją też robić ludzie, którzy przyciągną entuzjastów wojska i ochotników, a nie tacy jak wiceminister Czesław Piątas, który kojarzy się ze sposobem patrzenia na armię rodem z PRL-u.

Służby
Tusk zapowiada 13 miliardów złotych na program modernizacji służb
Służby
Służby i bez Pegasusa chętnie podsłuchują
Służby
Agenci CBA weszli do siedzib PKOl i PZKosz. Chodzi o faktury
Służby
Starlinki nie tylko dla Ukrainy. Obsługiwały także wybory w Polsce
Służby
600 tys. zł w rok. Kosmiczna pensja szefowej CBA