W bazie North Star niedaleko Iriby, na północnym wschodzie Czadu, 300 polskich żołnierzy pakuje sprzęt i plecaki. Przez półtora roku Polacy uczestniczyli w humanitarnej operacji ONZ. Odnowili szkołę, wsparli miejscowy szpital i udrożnili studnie. Przede wszystkim jednak chronili tysiące uchodźców, którzy w związku z krwawym konfliktem w sudańskim Darfurze musieli opuścić swoje domy. Za to wszystko podziękowały im władze Czadu – jednego z najuboższych krajów świata.
[srodtytul]Woda na wagę złota[/srodtytul]
Żołnierze żałują końca misji w Czadzie. Mają poczucie sensu tej humanitarnej operacji. Choćby wtedy, kiedy gromadki dzieci wyciągają do nich ręce po cukierka czy puszkę coli. Prawie żadne z nich nie miało wcześniej nawet zabawki.
Kapral Artur Wesoły i kapral Łukasz Ziółkowski, obaj z 10. Brygady Logistycznej z Opola, nie skarżą się na niedogodności. Nawet na to, że by poczęstunek gości z Polski (ministra obrony Bogdana Klicha, generałów, parlamentarzystów i dziennikarzy) wypadł okazale, dzień wcześniej dostali suchy prowiant. – To nie jest dom, tylko służba – podkreślają. – Da się wytrzymać.
– Trzeba się było przygotować na przyjęcie was, a kucharze nie dali rady gotować dla wszystkich – tłumaczył „Rz” płk Arkadiusz Widła, dowódca Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Czadzie. – Za pewne problemy z dostawami żywności odpowiada ONZ i zewnętrzni kontrahenci, nie polskie dowództwo.