Monitoring miał być pierwszą tego typu inwestycją w dziejach polskiego lotnictwa wojskowego. O jego założenie walczyli mieszkańcy osiedli oraz miejscowości sąsiadujących z bazą F-16. Wojewoda wielkopolski przyznał im rację. Nakazał wojsku, by założyło system. Armia odwołała się jednak od tej decyzji, a sprawa na długie miesiące utknęła w resorcie środowiska. Kiedy odpowiedź nie nadchodziła, wojsko postanowiło iść mieszkańcom na rękę. WZI rozpisał, a następnie rozstrzygnął przetarg na instalację wartego półtora miliona złotych systemu. I wtedy ministerstwo wreszcie zabrało głos. Urzędnicy wytknęli wojewodzie, że w decyzji są błędy prawne, a wojsko natychmiast wstrzymało prace.
Mieszkańcy nie kryją oburzenia. - Monitoring wykazałby, że odrzutowce latają, jak chcą. Nie trzymają się strefy, a normy hałasu są przekraczane - uważa Grzegorz Małecki ze Stowarzyszenia Ekologiczne Marlewo, które od lat walczy z bazą. Tymczasem wojsko zapewnia - monitoring założymy bez żadnych nakazów, kiedy tylko liczba operacji powietrznych przekroczy 10 tysięcy rocznie. Do tego zobowiązuje nas prawo. - W roku 2009 i latach poprzednich na lotnisku Poznań Krzesiny poziom 10 tysięcy startów i lądowań nie został przekroczony - tłumaczy ppłk. Andrzej Lis z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.
Niewykluczone jednak, że wojsko będzie musiało założyć system dużo wcześniej. - Wystąpimy do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska o przeprowadzenie ponownych pomiarów hałasu. Potem rozważymy, czy nie wszcząć kolejnej procedury, która zakończy się nakazem instalacji monitoringu - zapowiada Jolanta Ratajczak, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Poznaniu. Łukasz Zalesiński