Odpowiedzialność materialna za wykorzystywanie szpitalnego sprzętu do operacji to jeden z punktów umowy cywilnoprawnej, jaką duży szpital wojewódzki przedstawił do podpisu zabiegowcom. Ponieważ placówka jest zadłużona, a podwyżka płacy minimalnej wymusi na dyrekcji kolejne wydatki, postanowiła szukać oszczędności, przerzucając chirurgów z etatów na umowy kontraktowe.
– Nie chcemy brać na siebie takiej odpowiedzialności. To by znaczyło, że jeśli w trakcie zabiegu popsuje się laparoskop czy inne drogie urządzenia medyczne, za których amortyzację płaci szpitalowi NFZ, koszty jego naprawy poniosą operatorzy. Tymczasem szef oddziału zarobi 30 proc. wartości każdego zabiegu, a jego asystenci – 10 proc., nawet jeśli nie będą operować – mówi nam z chirurg, któremu przedstawiono projekt umowy.
Czytaj też: Zatrudnienie lekarza lepsze na umowę o pracę czy na umowę cywilnoprawną
Zdaniem Damiana Pateckiego z Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (PR OZZL), takich umów w ogóle nie powinno się podpisywać. – Dziwi mnie, że w sytuacji braku lekarzy ktoś śmie proponować takie warunki. To kolejny, po zapisach o karaniu lekarzy za zlecanie badań, przykład przerzucania na nich odpowiedzialności finansowej za leczenie pacjentów. W każdej umowie kontraktowej jest zapis, że sprzęt do leczenia dostarcza lekarzom dyrekcja szpitala. Jeśli nie potrafi o niego zadbać, może należałoby wymienić dyrekcję i cały pion administracyjny – zastanawia się Patecki.
Zapisy dziwią też wicedyrektora ds. medycznych szpitala na północy Polski.