W dużych aglomeracjach reklamy są praktycznie wszędzie. Władze gmin radzą sobie z nimi w różny sposób.
Nie dla legalizacji
Spółka, która nielegalnie postawiła wielkoformatową reklamę na skrzyżowaniu dwóch warszawskich ulic, wystąpiła do zarządu jednej z dzielnic o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Władze dzielnicy odmówiły. Ich zdaniem, reklama spółki razem z wieloma innymi znajdującymi się w jej sąsiedztwie zaśmiecają krajobraz miasta. Reklamy wiszą na różnych wysokościach, mają różne rozmiary i skierowane są w różne strony. Prowadzi to do degradacji ulic. I, co najważniejsze, żadna z reklam nie została powieszona legalnie – uznała dzielnica. Dodatkowo sporna reklama przesłania widok na obszar chronionego krajobrazu oraz zabytkowy kościół.
Ponadto przeprowadzona na potrzeby warunków zabudowy analiza wykazała, że reklama nie spełniała wymogów art. 61 ust. 1 pkt 1 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Nie stanowi bowiem kontynuacji cech i parametrów obiektów położonych w sąsiedztwie (czyli nie realizuje zasady tzw. dobrego sąsiedztwa), jest też sprzeczna z zasadą ładu przestrzennego i zrównoważonego rozwoju wyrażoną we wspomnianej ustawie.
Z tych powodów sankcjonowanie obecności nielegalnych urządzeń reklamowych, jest niedopuszczalne, kontynuowała dzielnica.
Spółka wniosła odwołanie do samorządowego kolegium odwoławczego. Władzom dzielnicy zarzuciła naruszenie art. 61 ust. 1 ustawy o planowaniu. Według niej w sąsiedztwie znajdują się inne nośniki reklamowe, a analizowany obszar został wyznaczony „tendencyjnie'", pominięto znajdujące się w pobliżu: budynek jednorodzinny oraz budynek usług zdrowotnych, a także urządzenia reklamowe w sąsiedztwie.