O tym, jak pogodzić tak potrzebną w Polsce energetykę wiatrową z ochroną krajobrazu, dyskutowano na zorganizowanej wczoraj przez Kancelarię Prezydenta RP debacie.
– To gminy mają pełnię władzy w podejmowaniu decyzji w sprawie lokalizacji tak ważnych inwestycji jak elektrownie wiatrowe – mówił Piotr Całbecki, marszałek województwa kujawsko-pomorskiego. – Rola samorządu województwa jest tu iluzoryczna. Owszem, możemy opiniować te lokalizacje, pod warunkiem że wynikają one z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, ale te opinie nie mają charakteru wiążącego – dodawał marszałek.
Często się zdarza i tak, że farmy wiatrowe powstają na podstawie decyzji o warunkach zabudowy, które w ogóle nie są przez władze regionalne opiniowane.
– W 30 proc. skontrolowanych gmin farmy wiatrowe lokalizowane były na gruntach stanowiących własność wójtów, radnych, ich rodzin czy gminnych urzędników, a więc osób zaangażowanych bezpośrednio w wydawanie decyzji lokalizacyjnych – zauważa Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli. – W 80 proc. przypadków zgoda na lokalizację uzależniona była od sfinansowania przez inwestora opracowania miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Co więcej, firmy budujące takie instalacje płacą także za raporty o ich oddziaływaniu na środowisko, które są jedyną podstawą wydania przez głównego inspektora ochrony środowiska zgody na powstanie takiej elektrowni – dodaje prezes NIK.
Jaki jest tego efekt? Farmy wiatrowe powstają nawet na obszarach chronionych czy gruntach rolnych zaliczanych do najwyższych klas bonitacyjnych.