– Mamy tutaj takie nasze Westerplatte – mówi Ivetta Biały, rzecznik wojewody mazowieckiego. Wczoraj trwała dramatyczna walka o ocalenie części Płocka i okolicznych wsi. W niedzielę wezbrana Wisła przerwała wał w Świniarach i rozlała się na terenie kilku tysięcy hektarów. Szybko okazało się, że trzeba będzie ewakuować nawet 4 tysiące osób z 22 miejscowości.
– Część mówiła: woda do nas nie dojdzie. Ale jak zobaczyli, że wokół wszystko zatopione, zmienili zdanie. Teraz trzeba po nich jeździć amfibiami – opowiada Stanisław Guziak, sekretarz urzędu w Gąbinie. Mieszkańcy zalanych terenów szukają schronienia u rodzin, rzadziej trafiają do gminnych lokali. Pomoc poszkodowanym obiecał wojewoda mazowiecki. – Pierwszy zasiłek to 6 tys. zł. Mamy nadzieję, że już w poniedziałek pieniądze dotrą do gmin i samorządy rozpoczną wypłaty – zaznacza wojewoda Jacek Kozłowski.
W okolicach Dobrzykowa powstała zapora, która ma powstrzymać rozprzestrzenianie się wody. Ekipy ratownicze robią też wszystko, by choćby częściowo skierować ją z powrotem do koryta Wisły. Temu miało służyć kontrolowane wysadzenie wałów. Trwa też akcja zasypywania wyrwy w Świniarach.
[wyimek]Premier przedstawi dziś plan pomocy dla terenów dotkniętych powodzą[/wyimek]
Dramat Mazowsza sprawił, że w północnej Polsce atak wielkiej wody ma łagodniejszy przebieg. Od wczorajszego ranka opada poziom Wisły w Toruniu. Dramatu nie ma także w Bydgoszczy. Brda podtopiła nadbrzeżne bulwary w mieście. – Jeszcze o dziesiątej rano wodowskaz na Fordonie wskazywał 798 centymetrów. O godz. 13 były 2 centymetry mniej. Domy opuściło dziesięć osób z terenów, które nie były chronione. Wały, choć nasiąkają, nie puściły – wyjaśnia Robert Dobrosielski z wydziału zarządzania kryzysowego bydgoskiego ratusza.