O zmianach w ochronie zdrowia dyskutowali wczoraj na Zamku Królewskim w Warszawie politycy i lekarze. Rozważali, jakie cele w tej dziedzinie należy postawić na 2011 r.
– [b]Moim priorytetem jest skrócenie kolejek szpitalnych. Dlatego chcę, aby na rynek jak najszybciej weszli absolwenci szkół medycznych. [/b]W tym celu nowelizacja [link=http://akty-prawne.rp.pl/Dokumenty/Ustawy/2008/DU2008Nr136poz%20857.asp]ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty[/link] przewiduje skrócenie okresu kształcenia przyszłych lekarzy i rezygnację ze stażu podyplomowego – mówiła minister Ewa Kopacz.
Wskazywała też, że problemem Polaków jest lekomania. Resort chce udowodnić, że pacjenci zażywają za dużo medykamentów. Jednocześnie ministerstwo dąży do tego, aby każdy chory dopłacał do leku tylko 17 proc. jego wartości. Takie udogodnienie ma zapewnić Polakom ustawa refundacyjna. Teraz bowiem pacjent dopłaca z reguły 36 proc. do ceny farmaceutyku.
Uczestnicy debaty uznali, że nasza polityka zdrowotna jest nadal nieskuteczna. Opiera się nie na długofalowym i perspektywicznym działaniu dla dobra pacjenta. Polega raczej na łataniu dziur sytemu zdrowotnego.
– Źle pracuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Jest tylko narzędziem do kupowania i kontraktowania świadczeń. W efekcie każdy szpital, który sprzedaje swoje świadczenia, działa jak wyspa – powiedział Paweł Kalbarczyk z Polskiej Izby Ubezpieczeń. Uważa, że interesy lecznic-wysp są sprzeczne, a publiczne pieniądze źle wydatkowane.