Zaledwie w 6 proc. zostały do tej pory zrealizowane samorządowe programy ochrony powietrza. To oznacza, że redukcja zapylenia szkodliwego dla zdrowia przebiega stanowczo za wolno. A prawo zarówno krajowe, jak i unijne wymusza ograniczenie stężeń pyłów PM 10 i PM 2,5 w powietrzu.
Najgorszy dla ludzkiego zdrowia jest pył PM 2,5. Jest na tyle drobny, że nie widać go gołym okiem. Tymczasem wnika do płuc i przedostaje się do krwiobiegu. I w ten sposób powoduje choroby płuc i serca.
Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie poziomów niektórych substancji w powietrzu już dziś w jednym metrze sześciennym nie powinno fruwać tego pyłu więcej niż 26 mikrogramów. A za rok norma wyniesie już 25 mikrogramów na 1 m sześc. Docelowo ma być go jeszcze mniej – w 2020 r. dopuszczalny poziom ma wynosić 20 mikrogramów.
Normy są w wielu miejscach przekraczane. Najgorzej jest na Śląsku i w Małopolsce. Najlepiej np. na Mazurach.
Konieczne działania
Tam, gdzie występują przekroczenia, samorządy województw powinny przygotowywać programy ochrony jakości powietrza. Wymaga tego prawo ochrony środowiska. I zgodnie z tymi regulacjami np. gminy mają podejmować działania wskazane w tych programach. Tyle że – jak się okazuje – dotychczas są one realizowane w bardzo niewielkim stopniu.