Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego niekonstytucyjność przepisów o asesorach sądowych rozgorzała dyskusja nad tym, jaki powinien być przyjęty model dojścia do zawodu sędziego. Niezależnie jednak od tego, jaka koncepcja zwycięży, warto pamiętać o tych, którzy znajdują się w najgorszej sytuacji, czyli osobach, które ukończyły aplikację sądową.
Większość z nich pracuje w sądach różnego szczebla na stanowisku asystenta sędziego. Nie jest to ich wymarzony cel zawodowy, zważywszy na ciężką drogę zawodową, jaką przeszli: pięć lat studiów prawniczych, egzamin na aplikację, trzyletnia aplikacja zakończona trzydniowym egzaminem. Do tej pory okres ten traktowano raczej jako przejściowy, a jednocześnie doskonałą praktykę przed uzyskaniem nominacji asesorskiej. Niestety, po wyroku Trybunału droga do zawodu sędziego nie dość, że będzie wydłużona, bo oczywiste jest, iż do czasu przyjęcia nowych regulacji prawnych nie będzie nowych nominacji asesorskich, to tę niekorzystną sytuację potęguje jeszcze poczucie niepewności, skoro nie wiadomo, jaki model zostanie ostatecznie przyjęty.
Jakie są więc aktualne realne możliwości zawodowe osób po zdanych egzaminach sędziowskich? Z jednej strony nie mogą się swobodnie wpisać na listę adwokatów czy radców, a z drugiej nie mogą też liczyć na uzyskanie etatu asesora sądowego. Pozostają jedynie dwie dostępne możliwości: albo uzyskanie etatu referendarza sądowego, albo asystenta sędziego. O ile rozwiązania prawne dotyczące referendarzy sądowych przyjęte w prawie o ustroju sądów powszechnych (usp) należy uznać za pełne, o tyle jeśli chodzi o asystentów, ich pozycja ustrojowa pozostawia wiele do życzenia. Warto by się zastanowić nad zmianą tych rozwiązań, bo wprawdzie asystentem może być już osoba po studiach prawniczych, to jednak z całym szacunkiem dla tych osób nie można stawiać znaku równości między nimi a osobami po ukończonych aplikacjach prawniczych. Wystarczy zresztą zapytać samych sędziów, które z tych osób stanowią dla nich efektywniejszą pomoc zawodową.