Toteż w 2007 r. wojewódzkie sądy administracyjne załatwiły zaledwie 1894 skargi na bezczynność, z których uwzględniły około 15 proc.
– Mała ich skuteczność może być również powodem niższego wpływu skarg – twierdzą eksperci.
Urzędy mają zresztą swoje sposoby. Gdy petent złoży do sądu skargę na ich bezczynność, szybko wydają przeważnie odmowną decyzję. Sąd umarza wtedy postępowanie, a zainteresowany musi składać ponowną skargę, tym razem na niepomyślną dla siebie decyzję.
Najbardziej zniechęca długotrwałość postępowania i brak jego efektów. Chociaż na rozpoznanie sprawy czeka się w WSA od czterech do ośmiu miesięcy, to w NSA w razie złożenia skargi kasacyjnej – 14 – 15 miesięcy. Dla inwestorów budowlanych są to terminy nie do przyjęcia. Jeżeli sprawa może się ciągnąć półtora roku, a po przejściu przez dwa administracyjne i dwa sądowe szczeble wróci do urzędu, który (zwłaszcza w razie uwzględnienia skargi z przyczyn formalnych) wyda taką samą decyzję, wolą szukać innych sposobów załatwienia sprawy. – Tak więc część osób i firm odpuszcza i nie zaskarża decyzji, chociażby w sprawach podatkowych, gdy nie wchodzą w grę duże kwoty – mówi Stanisław Trociuk.
Z braku sądowej kontroli mogą się jednak mnożyć decyzje sprzyjające np. fiskalizmowi organów skarbowych czy pomysłom polityków, także lokalnych. Dr Artur Bodnar, który w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka kieruje programem spraw precedensowych, prezentuje pogląd, że kasacyjny model sądownictwa administracyjnego, w którym sąd może jedynie eliminować decyzje, a i tak ostatnie słowo należy do urzędu, budzi wątpliwości i wymaga zmian. Może trzeba by o tym pomyśleć.
Powody mniejszego wpływu skarg do sądów administracyjnych mogą być różnorodne. Moim zdaniem ludzie zniechęcili się do ich wnoszenia, ponieważ droga sądowa okazuje się długotrwała i w wielu wypadkach nieskuteczna. Administracja potrafiła sobie poradzić z sądem administracyjnym i umie zniechęcić do składania skarg. Niejednokrotnie sądy nie rozstrzygają też sprawy merytorycznie, lecz koncentrują się na przyczynach proceduralnych, niekiedy błahych. W rezultacie wyrok wcale nie oznacza końca sprawy. Jeżeli po kilkunastu miesiącach, w trakcie których przewędruje ona przez dwie sądowe instancje, wraca do urzędu, a ten może wydać ponownie taką samą decyzję, to przeciętny obywatel czy przedsiębiorca sto razy się zastanowi, zanim napisze skargę i będzie walczyć z urzędem przed sądem. Myślę, że jeśli stan faktyczny sprawy jest wystarczająco ustalony, sąd mógłby sam ją rozstrzygnąć merytorycznie.