Takie dane przedstawiło „Rz” Ministerstwo Sprawiedliwości, które monitorowało całą akcję. Oznacza to, że w proteście wzięło udział nieco ponad 1 proc. wszystkich sędziów.
Największą skalę protest przybrał w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie do pracy w poniedziałek nie przyszło 39 sędziów. Z tego powodu spadły z wokandy dwie sprawy – mówi „Rz” Joanna Dąbek z Wydziału Informacji Ministerstwa Sprawiedliwości. W innych miastach było inaczej. W całej apelacji warszawskiej na urlopy poszło 36 sędziów, w apelacji wrocławskiej i gdańskiej po 15, w poznańskiej – 12, w białostockiej – 8 (dodatkowo na urlopach było 15 sędziów, którzy wcześniej planowali urlopy). W innych apelacjach wyniki były następujące: Katowice – 8, Szczecin – 7, Lublin – 9, Kraków – 2 i Rzeszów – 4.
Dane te pokazują, że środowisko sędziowskie jest mocno podzielone w swoim stosunku do urlopów na żądanie jako formy protestu.
Jednak na niepowodzenie całej akcji wpływ miało też stanowisko stowarzyszenia sędziów polskich Iustitia, które wzywało do zaniechania akcji.
Sędzia Waldemar Żurek, rzecznik Iustitii, jest zadowolony, że poniedziałkowy protest się nie udał. – Kilka tygodni temu wystąpiliśmy z apelem do sędziów o powstrzymanie się z nim. Wiele osób odstąpiło wtedy od tego zamiaru. Wyszliśmy z założenia, że skoro jesteśmy w trakcie negocjacji z rządem, protest w chwili obecnej nie jest potrzebny. Liczymy bowiem, że do połowy maja uda się osiągnąć porozumienie. Poniedziałkowa akcja była natomiast organizowana oddolnie, stąd też jej słabe efekty – tłumaczy Żurek.