Chodzi o placówki w dużych ośrodkach miejskich, gdzie zapotrzebowanie na kadrę pomocniczą jest największe. Brakuje jednak chętnych, a gdy już są i spełniają formalne wymagania – m.in. wyższe wykształcenie – okazuje się, że część z nich nie ma predyspozycji do tej pracy.
– Na pięciu przydzielonych mi pracowników dwóch musiałam odesłać prezesowi, gdyż nie dawali sobie rady – powiedziała „Rz” sędzia Małgorzata Kuracka, przewodnicząca Wydziału Cywilnego warszawskiego Sądu Okręgowego. – Miałam w tym czasie stażystę po maturze, bardzo sprawnego, aktywnego, ale nie mogłam go zatrudnić, gdyż przyjmowany urzędnik musi mieć ukończone studia.
O urzędnikach sądowych rzadko się mówi także przy podwyżkach, tymczasem to ich jest najwięcej i to oni wykonują najmniej wdzięczną pracę
– niczym piechota na wojnie – za dość niskie pensje.
Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości na koniec 2007 r. urzędników było: w sądach – 26 328, w prokuraturach – 5550.