Odrażający, brudni, źli. Tacy są bohaterowie kilkunastu historyjek zebranych w zeszycie „Bez komentarza”, piątym dziełku Ivana Bruna. Autor trzyma się z daleka od uładzonej komercji. Choć ma trzydzieści osiem lat i porządne plastyczne wykształcenie zdobyte w lyońskiej Beaux-Arts, pozostaje anarchistą z natury i przekonań.
Lewicującym anarchistą, dodajmy. Swoimi rysowanymi opowiastkami skacze do gardła możnym tego świata. Pierwsze komiksy publikował w różnych fanzinach — magazynach edytowanych przez fanów. Trzynaście lat temu własnym sumptem wydał album „Otaku”. Od czterech lat współpracuje z miesięcznikiem „Echo sawanny”. Trochę też muzykował – grał i śpiewał w hardcorowym zespole Coche Bomba.
Maluje i rysuje w trochę niegdysiejszym, „krytycznym” stylu. Staranna kreska, wycyzelowane detale, misterne cieniowania. Jego ludziki wyglądają jak chorzy na wodogłowie: dyniaste łby, wytrzeszczone gały, karłowate korpusy. Taka mieszanka mangi i dosadnego realizmu, z dodatkiem karykatury. Figurki obywają się bez słów. Co najwyżej wznoszą transparenty lub przemawiają za pomocą billboardów. „Za dużo narkotyków za mało pracy”, „Zatrzymać świat”, „Uciec” – to hasła desperatów, ludzi przegranych i przerażonych. Takim właśnie kibicuje Ivan Brun.
[srodtytul]Wykarmieni agresją [/srodtytul]
Postaci z „Bez komentarza” usiłują odbić się od dna na wszelkie sposoby, niekiedy ryzykowne. Na przykład – biorąc udział w programie „120 dni”. To brutalniejsza wersja Big Brothera. Uczestnicy muszą godzić się z pogwałceniem ich godności, fizycznymi cierpieniami oraz wymyślnymi torturami. Śledzimy losy pupila publiczności, Kevina. Zeżarł robale, dał sobie wytatuować na policzku fiuta, pozwolił na seks analny strażnikom-oprawcom. Trochę spocił się przy… kupce, zaserwowanej na lunch. Ale i tak wygrał, zgarnął milion euro. Warto było!