Współczesna plastyka stała się agresywna. Atakuje widzów na ulicach, placach, w zabytkach, w plenerze. Wymusza uwagę skalą, kolorami, światłami, dźwiękiem. Zwłaszcza latem trwa parada festiwali pod gołym niebem.
Czy sztuka, która udaje masową rozrywkę, ma szanse dotrzeć do niezbyt nią zainteresowanych ludzi? Sądząc po frekwencji na tegorocznych artystycznych eventach pod chmurką – tak. Obawiam się jednak, że to sukces pozorny: latem silniej odczuwamy potrzebę przeżywania zbiorowych emocji. Ale dobre i to.
[srodtytul]Duchy miejskich legend[/srodtytul]
Im bardziej prace kontrastują z otoczeniem, tym lepiej. O to chodzi, żeby zaintrygować przechodniów. W czasie wakacji kontakt z kulturą to atrakcja. Zwłaszcza że letnie artystyczne imprezy organizowane są pod chwytliwymi hasłami i nagłaśniane w mediach. Władze miejskie doceniają promocyjny walor pokazów w przestrzeni publicznej i sypią groszem.
Preteksty bywają różne. Na przykład Gdańsk poczuł się predestynowany do podjęcia tematu „krętej i wyboistej drogi do wolności”. Trwa tam I Festiwal Instalacji Przestrzennych Rozdroża Wolności. Realizacje rzeźbiarskie w plenerze miejskim traktują o wydarzeniach sprzed 20 lat. Również Wrocław przywołuje historię pokazem „Na okrągło: 1989 – 2009” zorganizowanym w Hali Stulecia. Artyści nawiązywali pracami do obrad Okrągłego Stołu, a także do zmian, jakie od tamtej pory zaszły.