Zamiast wizyt w „grobowcach sztuki”, zaproponowali pokazy malarstwa połączone ze spektaklami – w salach prelekcyjnych, teatrach, kinach. Były to pierwsze w historii konfrontacje artystów z publicznością „na żywo”. Jeszcze dalej poszli dadaiści: popisywali się w knajpach. Radzieccy konstruktywiści wychodzili do ludu, prezentując swą rewolucyjną sztukę w fabrykach.

Rodzima tradycja sztuki w miejscach publicznych sięga międzywojnia. Wtedy to lewicujący twórcy z Grupy Krakowskiej przedstawiali coś, co można uznać za prototypy happeningów.

W PRL-u artystyczna ekspansja w codzienność nadal miała niszowy charakter, lecz zupełnie inną wymowę: w latach 60.,70. i 80. w ulicznych akcjach twórcy przemycali antykomunistyczne aluzje. Przypomnę te najważniejsze: quasi-ceremonie Jerzego Beresia, spektakle Akademii Ruchu Wojciecha Krukowskiego, performance Jerzego Kaliny, Pomarańczową Alternatywę we Wrocławiu. Do ceremonii religijnych, a jednocześnie do ludowych obrzędów nawiązywał Władysław Hasior w swych procesjach pod laickimi sztandarami.

Co ciekawe, obecnie twórcy-społecznicy również napotykają na przeszkody. „Zewnętrzna Galeria AMS”, czyli niekomercyjne billboardy, spotykały się niekiedy z tak nieprzychylnymi reakcjami, że plakaty po kilku dniach zdejmowano (np. Katarzyny Kozyry „Więzy krwi”).

Palma ustawiona w centrum Warszawy przez Joannę Rajkowską i jej „Dotleniacz” także spotkały się z licznymi protestami. Ale niedawno wiceburmistrz Targówka zwrócił się do artysty Pawła Althamera z propozycją utworzenia bródnowskiego Parku Rzeźby. Czyżby zielone światło?