Najlepsza z nich to wideoinstalacja zatytułowana „Demokracje". Widz staje w kręgu ekranów i równocześnie widzi i słyszy kilkadziesiąt filmowych relacji z rozmaitych publicznych wystąpień, zgromadzeń, demonstracji. Z europejskich marszów Ruchu Anonymous i Oburzonych, zamieszek podczas Euro 2008 w Berlinie, pogrzebu Jörga Haidera w Austrii, demonstracji w Izraelu i na Zachodnim Brzegu Jordanu, Marszu Żywych w Oświęcimiu, protestów Solidarności, mszy poświęconej pamięci księdza Popiełuszki, zgromadzeń pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie po katastrofie smoleńskiej, ulicznych bitew policji i anarchistów itd., Gdyby oglądać te filmy osobno, nie byłyby niczym więcej niż amatorskimi reportażami. Znakomity pomysł symultanicznej projekcji organizuje je w sugestywny obraz, przedstawiający „cały ten zgiełk demokracji". Pytanie tylko, co ze zgiełku wynika? Chaos, czy nowy ład?
Ważne, że Żmijewski (redaktor artystyczny pisma "Krytyka Polityczna") nie narzuca własnych lewicowych sympatii. Jak przystało na demokracje wszyscy są tu równi i mają prawo do głoszenia różnych poglądów. To widz podejmuje decyzję, z kim się identyfikuje i jakie wnioski z lekcji demokracji wyciąga. Autor instalacji rezygnuje z roli agitatora i pozostaje artystą, prowokującym do refleksji nad demokracją, ale i sztuką.
Metoda symultanicznej projekcji nie działa jednak automatycznie przy każdym temacie. W serii filmów o codziennej pracy: rolnika, sprzątaczki, operatora, mechanika, sprzedawczyni, budowlańca i ludzi innych zawodów irytuje i nuży. Powtarzalność kadrów to za mało, by otrząsnąć się z monotonii i rutyny codzienności.
Porusza natomiast głęboko film „Moi sąsiedzi", który Artur Żmijewski zrealizował w 2009 roku w Izraelu . Był to czas inwazji izraelskiej na Gazę pod kryptonimem „Płynny ołów". Artysta odwiedzał sąsiadów w kamienicy, w której mieszkał i pytał ich, co myślą o konflikcie, a szerzej o wojnie i pokoju. Rozmówcy starali się odpowiedzieć nie tylko słowami, ale także na rysunkach. Powstał film o uniwersalnej pacyfistycznej wymowie. Wszyscy pragną pokoju, a jednocześnie usprawiedliwiają rakietowy atak Izraela terrorem Hamasu. W końcu ktoś bierze kartkę papieru i dzieli ją na dwie części, tłumacząc, że idealnym rozwiązaniem byłby pokój, w którym „oni i my żyjemy osobno".
Artur Żmijewski wyspecjalizował się w interakcjach z pogranicza życia i sztuki. Interesuje go nie tylko polityka, ale również psychosocjologiczne konteksty sztuki. Już wcześniej dawał temu wyraz np. w filmie „Powtórzenie", w którym odwoływał się do eksperymentu profesora Zimbardo z lat 70., dzieląc grupę na więźniów i strażników. Albo w filmie „Berek", w którym aranżował „zabawę w berka" w komorze gazowej byłego obozu koncentracyjnego. Teraz w CSW pokazuje film „Na ślepo", w którym niewidomi malują obrazy. Jedni podejmują wyzwanie, ciesząc się przezwyciężeniem ograniczeń, dla innych to trauma, zmuszająca do ujawnienia niemocy. Można oczywiście przy okazji pytać, czy to poszerzenie poznania i recepcji świata, czy naruszenie etycznych granic?
Artysta pokazuje także sfilmowaną „Mszę", odgrywaną przez aktorów na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. Sens tego przedsięwzięcia budzi najwięcej wątpliwości, bo nie wiadomo, czy fascynuje go religijny teatr, czy raczej chce obnażyć pustkę obrzędowych gestów? Jeśli to drugie, to nie powinien się dziwić, że jego spektakl jest jałowy, bo brak mu siły wiary.