Był wielką osobowością, o wielu talentach, kipiący pomysłami, o nieszablonowym sposobie bycia. Anegdoty o nim przeszły do historii, podobnie jak wkład w polską szkołę plakatu. Zmarł sześć lat temu i naprawdę okazuje się niezastąpiony.
Znakomicie, że jednocześnie w dwóch stołecznych salonach pojawia się jego sztuka oraz... on sam. Jego duch błąka się po Galerii Opera, gdzie trwa pokaz „U Byka w pałacu". Natomiast w Galerii Grafiki i Plakatu – odkrycie! Nieznane obrazy artysty z 1978 roku.
Najpierw radzę wybrać się do Opery, do sal obok foyer. Tu na cześć Starowieyskiego zainscenizowano barokowy pałac. Ten styl, tamtą epokę uznał za własne. Jak wiadomo, datował prace o trzysta lat wcześniej. I „barokowo" rysował, kaligrafował, myślał. Z rozmachem, nie przyjmując do wiadomości ograniczeń narzuconych mu przez komunę.
Jego charakterystyczny podpis – wirtuozerski zawijas – sygnuje większość prac. Niektórzy nawet uznali ten podpis za samodzielne dzieło sztuki i oprawili w ramy. Takie kaligraficzne arcydzieła można podziwiać w Galerii Opera.
Pałacowe ściany zostały tu zamarkowane wielkimi fotografiami. Wykorzystano fasadę i wnętrza z pałacu biskupów w Kielcach, gdzie trafiło sporo mebli z domostwa babki Starowieyskiego. Efekt jest doskonały. Iluzja, mylenie oczu – zabiegi tak bliskie barokowym twórcom – zostały stworzone nowoczesnymi środkami. Lekko, dowcipnie, finezyjnie.