Spodobała się, to jasne. Oferta wymienna przyprawia o zawrót głowy: wielka monografia Turnera w krakowskim Muzeum Narodowym za dwa lata. Takich propozycji nie składa się na co dzień.
– Tate Britain chce zmienić wizerunek – zapewnia Alison Smith, kuratorka galerii i współautorka "Symbolizmu…". – Zamierzamy zerwać z angielskim konserwatyzmem, stać się muzeum atrakcyjniejszym dla młodego odbiorcy. Powodzenie Tate Modern stało się dla nas wyzwaniem. Polscy symboliści świetnie nadają się do przełamywania stereotypów postrzegania naszych mistrzów. Galeria nad Tamizą ma zawsze ogromną frekwencję. Jej szefowie zapewniają, że przez trzy miesiące wystawę zobaczy około 100 tysięcy odbiorców. I nie są to szacunki na wyrost. Już pierwszego dnia widziałam publiczność z zainteresowaniem wpatrującą się w polskie dzieła; wczytującą w zamieszczone obok nich treściwe, przystępnie sformułowane komentarze.
[srodtytul]Piękny Paderewski [/srodtytul]
Najlepszą reklamę robi nam… ważka. Przyciąga wzrok już z odległej perspektywy hallu głównego. Ponadnaturalnych rozmiarów owad unosi się nad głowami żony i synka Józefa Mehoffera. To, oczywiście, jedno z naszych najsłynniejszych płócien – "Dziwny ogród" (1903). Obok "Eloe i Ellenai" Jacka Malczewskiego. Tuż za nim – obraz mit angielskiego symbolizmu – George'a Frederica Wattsa "Nadzieja". Smutna, znużona dziewoja z zawiązanymi oczyma wygrywa na lutni o jednej strunie melodię, która nie pozwala zatonąć w pesymizmie. Kompozycja współbrzmi z nastrojami w sąsiedniej sali, gdzie króluje Ignacy Paderewski. Nasz pianista-polityk jest bohaterem aż trzech prac. Wszystkie autorów brytyjskich. Jego charakterystyczne oblicze podziwiamy w wersji malarskiej (Lawrence Alma-Tadema), rysunkowej (Edward Burne-Jones) i rzeźbiarskiej (Alfred Gilbert).
– Dla prerafaelitów Paderewski stanowił uosobienie męskiej urody – wyjaśnia tę fascynację Piotr Kopszak, jeden z kuratorów. – Nic dziwnego, przecież wizualnie to typ między aniołem a diabłem, a członkowie angielskiego bractwa uwielbiali fizjonomie niejednoznaczne, naznaczone jakimś fatum.
Z kolei młodopolscy twórcy fascynowali się sztuką angielskiej formacji. Feliks Jasieński za arcydzieło wszech czasów uważał "Gwardzistę" Johna Millais (ten portret z 1876 roku przedstawiający starego brodatego mężczyzny sąsiaduje ze "Śmiercią Ellenai" Malczewskiego). Jasieński nie ograniczył się do słownych zachwytów. Rewelacyjny rytownik wykonał graficzne kopie dwóch słynnych płócien. Odtworzone z zegarmistrzowską precyzją "Paolo i Francesca" Rossettiego oraz "Złote schody" Burne-Jonesa trafiły po raz pierwszy do Tate, pozwalając porównać się z oryginałami.