Wydawałoby się, że gołąb to jeden z najpopularniejszych ptaków, najbardziej zżyty z człowiekiem. Tymczasem w Ameryce latami odbywała się prawdziwa ornitologiczna zagłada – o czym dowiedziałam się dzięki wystawie Barbary Kozieł-Gawrońskiej, polskiej artystki zamieszkałej w Kalifornii.
Ofiarą ludzkiej pazerności padł gołąb wędrowny, swego czasu najliczniejszy gatunek zamieszkujący nasz glob: migrujące stada liczyły od setek tysięcy do 2 milionów osobników! Nadlatywały z szybkością pędzącego samochodu, formując na niebie ciemną chmurę, skrzydłami wzniecając wiatr. Miały jednak pecha – ich mięso okazało się smaczne i ludzie zaczęli na nie polować. Tak skuteczne, że gatunek całkowicie zniknął.
Ostatni dziki okaz został zastrzelony w Ohio w 1900 roku, 14 lat później zaś w zoo w Cincinnati zdechł ostatni przedstawiciel gatunku. Przywołując tę historię, Kozieł-Gawrońska stara się uświadomić różne ekologiczne hekatomby, za które winę ponosi człowiek.
Artystka nikogo jednak nie poucza ani nie ruga. Żeby zaapelować do naszych emocji, sięga po metaforę.
A w Galerii Atelier wykonała wieloelementową instalację. W pierwszej sali zawiesiła długą taśmę – bandaż utkany z włókien o barwach szarawych, rdzawych i białych – jak upierzenie wymarłego ptaka. Obok, dla porównania – zdjęcie wypchanego ptaka wędrowca.