"Rz": Szapocznikow to znakomity materiał na artystyczny mit. Niezrozumiana za życia, zmarła młodo na raka, rzeźbiąc swą chorobę. To pomaga w promocji artystki, jaką prowadzi Muzeum Sztuki Nowoczesnej?
Joanna Mytkowska: Byłam przeciwniczką pokazywania jej przez pryzmat osobistej historii. Ten mit przeszkadzał w Polsce docenić jej sztukę, wciąż widzimy ją jako piękną kobietę, artystkę, zmagającą się z chorobą. Wolałam „sprzedawać" Szapocznikow jako jedną z tych artystek, która wymyśliła język współczesnej sztuki. Wielką pionierkę formy rzeźbiarskiej, artystka która stawiała na ryzyko, nowy początek. Sama pisała, że rzeźba odkleiła się od rzeczywistości, że klasycznym językiem form nie można opowiadać o współczesności, dlatego produkuje „niezgrabne przedmioty". To ten aspekt czyni ją artystką międzynarodową. Dziś, kiedy już do tego przekonaliśmy najważniejsze artystyczne instytucje świata, możemy zająć się jej życiem. Sami jako Muzeum zamówiliśmy rzetelną biografię Szapocznikow, która ukaże się w przyszłym roku, może powstanie także film fabularny.
Wierzyła pani, że z Aliny Szapocznikow da się zrobić międzynarodową gwiazdę, zrobić jej wystawę w Museum of Modern Art w Nowym Jorku?
Parę lat temu jeszcze nie, musiałam do tego dojrzeć. Jej prace znałam jak większość ludzi w Polsce. Uznawałam, że jest wielką artystką, ale historyczną, nie ma nam nic do powiedzenia o współczesności. Nie mogłam sobie wyobrazić, że można ją wprowadzić do międzynarodowego obiegu. Ale w Muzeum Sztuki Nowoczesnej spróbowaliśmy. Pierwszym etapem było umieszczenie obszernego archiwum w internecie. Kolejnym zaproszenie w 2009 roku badaczy o światowej renomie na spotkanie poświęcone jej dorobkowi, znalezienie języka do opisu tych prac. Trzecim - wyrwanie z polskiego kontekstu, zrobiliśmy wystawę „Niezgrabne przedmioty", na której pokazaliśmy prace Szapocznikow obok tak uznanych artystek jak Louise Bourgeois czy Eva Hesse.
Co się okazało?