Był najdłużej żyjącym polskim malarzem modernistą. Pochodził z rodziny polsko-czeskiej. Studiował u Jacka Malczewskiego, Jana Stanisławskiego i Leona Wyczółkowskiego. Potem doskonalił umiejętności w paryskiej Academie des Beaux-Arts. Na stałe osiedlił się w Krakowie, skąd wyjeżdżał do Wiednia, Pragi i Paryża. W okresie II wojny światowej przebywał w Palestynie, dokąd zawiódł go szlak bojowy Legionu Czeskiego. W 1946 powrócił do Polski i zamieszkał w Szklarskiej Porębie.
Przyjaźnił się z Jarosławem Haškiem, zrobił nawet ilustracje do „Przygód dzielnego wojaka Szwejka". Był wielkim miłośnikiem piłki nożnej. W 1926 roku, po zdobyciu przez Wisłę Pucharu Polski, namalował naturalnej wielkości piłkarzy zwycięskiej drużyny.
Artysta poszukujący
Już ta krótka charakterystyka Wlastimila Hofmana najlepiej dowodzi, że mamy do czynienia z artystą nieprzeciętnym, stale poszukującym i – myślę – ciągle niedocenianym. Na szczęście otwarta w Zielonej Bramie gdańskiego Muzeum Narodowego wystawa „Jestem malarzem myśli i przeczuć" pokazuje wielokierunkowość jego poszukiwań.
W prezentowanych pracach widać wyraźnie stempel młodopolski, którego Hofman, mimo że żył aż do 1970 roku, nigdy się nie wyrzekł. Wielokrotnie powtarzał, że twórczość pojmował jako „służbę Bożą". Stąd tak ważna dla niego była tematyka religijna, a malowane postacie często ubierał w ludowy kostium i wiejska Madonna ukazana jest z gronem pastuszków-aniołków. Duże wrażenie robią na wystawie dwie wersje „Spowiedzi", do której przystępuje bosy chłop. W konfesjonale skleconym z surowych desek siedzi Chrystus frasobliwy przypominający ludowego świątka. Sceny religijne przenikają się na gdańskiej wystawie z kompozycjami baśniowo-fantastycznymi. („Odpoczynek", 1914; „Zgubione szczęście", 1919; „Pogrzeb ptaka", 1917).