„Mylne okazało się wrażenie, że w państwie dyktatury cały czas ktoś z KGB ma cię na oku. Jeśli zaczniesz szukać tych ludzi na ulicach, to zaczniesz ich widzieć. Odkryciem dla mnie było to, że można się nie bać robić niektórych zdjęć. Zrozumiałem, że ta paranoja jest w mojej głowie" - Andrei Liankevich.
Agnieszka Wójcińska:
Kolektyw fotograficzny Sputnik Photos postanowił sfotografować Białoruś. Ty zająłeś się tematem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Jak funkcjonuje ona w społecznej świadomości na Białorusi?
Andrei Liankevich:
Jest wydarzeniem, od którego historia współczesnego państwa się zaczyna i na którym w pełni się opiera. Poświęcane są jej muzea i parady. Jesteśmy bohaterami, bo wygraliśmy wojnę, jesteśmy słynni, bo wygraliśmy wojnę, jesteśmy najlepsi na świecie, bo wygraliśmy wojnę. I nikt nam w tym nie pomagał. Ale ciekawe jest też coś innego. Na potrzeby tego projektu zebrałem bardzo dużą kolekcję pocztówek upamiętniających wojnę. Okazało się, że te dedykowane weteranom dostępne są tylko 9 maja oraz w parę innych dni, podczas gdy inne kartki okolicznościowe można kupić przez cały rok. To pewien paradoks.