Jakiś czas temu szłam spotkać się z ministrem, ale powód nie był związany ze sprawami służbowymi. Przed wejściem do budynku ministerstwa zobaczyłam kamery mało przyjaznej telewizji. Natychmiast poczułam dyskomfort. Jak ja się wytłumaczę? Co powiem? Przecież taka sytuacja nie powinna mieć miejsca!
Czy poszłam tam coś załatwić dla siebie? Nie. Dla swojej organizacji? Też nie. To była wizyta kurtuazyjna, wzajemne podziękowania za wcześniejszą wspólną pracę. Nawet nie byłam w nią zaangażowana, gdyż wtedy jeszcze pracowałam gdzie indziej. Ale wiedziałam, że takich sytuacji, gdy ktoś wchodzi coś załatwić i nikt poza otoczeniem o tym nie wie, są tysiące. Jako obywatele nie mamy nad tym żadnej kontroli, a to sprawia, że pracownikom administracji publicznej i politykom trudno w ogóle zadawać sobie pytanie czemu służą różne wizyty w ministerstwach. Oczywiście co jakiś czas wybucha skandal. Raz na jakiś czas jakiś informator da znać mediom. Po skandalu wszyscy jednak pamiętają co najwyżej emocje temu towarzyszące.