Internet i media społecznościowe zmieniły świat. Musi dostosować się do nich kodeks karny, który powstawał w latach 90. ubiegłego wieku. Przepisy pisano z myślą o rzeczywistości analogowej. Tymczasem z biegiem czasu życie ludzi przeniosło się – a przynajmniej istotnie przesunęło się – do internetu. Media społecznościowe wykorzystujemy do kontaktu ze znajomymi, są miejscem pracy wielu ludzi, są też areną działań polityków. Co oczywiste, nasze działania w internecie nie mogą być obojętne dla prawa karnego.
O tym, że prawo karne obowiązuje również w internecie, będzie miało okazję przekonać się kilku polskich polityków. Jakiś czas temu Europarlament uchylił immunitet posłom oskarżonym o udział w mowie nienawiści wobec migrantów. Ci bagatelizowali zarzuty, pisząc o „lajkozbrodni”, tak jakby chodziło o to, że mają być ukarani jedynie za niepozorne kliknięcie obrazka w internecie. To fałszywe podejście do sprawy.
Czytaj więcej
Państwo praworządne i demokratyczne to podstawowy dogmat sensownego prawa karnego.
Nie lajki, lecz nienawiść
Przede wszystkim w sprawie europosłów nie chodzi o prozaiczne zalajkowanie czegoś w internecie, czyli jednostkową reakcję na wpis czy nagranie. Mówimy raczej o zaplanowanym i zorganizowanym działaniu, którego efektem było upublicznienie nienawistnego filmiku.
Przypomnijmy, o co chodzi. W 2018 r. przygotowany został spot przedwyborczy, który przedstawiał treści dyskredytujące migrantów, mające wywołać niechęć na tle narodowościowym. Spot był upubliczniany w internecie i udostępniany przez osoby z danej opcji politycznej.