Nie Izba Dyscyplinarna, której likwidację już wcześniej przesądzono, ale zaproponowany przez prezydenta test niezawisłości i bezstronności sędziów (głównie nowych), który może prowadzić do wyłączania ich z konkretnych spraw (bez usuwania z urzędów), budził do końca opory Solidarnej Polski, mniejszego koalicjanta. Zbigniew Ziobro, jej lider, mówi, że jeśli tylko o taki test wystąpi uczestnik w co czwartej sprawie, to będą dodatkowe dwa miliony spraw, i sędziowie zamiast rozpatrywać sprawy zwykłych ludzi, będą zajmować się sobą. A podsądni jeszcze dłużej będą czekać na wyrok. Nadto testy mogą być wykorzystywane do podgrzewania sporu sądowego.
Osobiście przypuszczam, że takiej fali nie będzie. Tyle się bowiem w tej wojnie o sądy i między sędziami mówiło o rozproszonej kontroli konstytucyjnej, o nierespektowaniu wyroków wydanych z udziałem nowych sędziów (których jest już 2000), o występowaniu o ich wyłączenie ze sprawy, i choć bywają takie wnioski, to przecież nie tamują one istotnie sądów.
Czytaj więcej
Izba Dyscyplinarna w obecnym kształcie zostanie zlikwidowana, a test niezawisłości i bezstronności sędziów zostaje, ale w formie znacznie ograniczonej.
W zamiarze prezydenta test ma załagodzić spór z Brukselą (choć ona go wprost nie wymaga), ale trzeba przyznać, że może zmusić krytyków nowych sędziów do mówienia konkretami – bo przed rzeczowym sądem nie ma publicystycznych czy politycznych pogaduszek. Trzeba będzie zejść na ziemię i wykazać dowodami zgłaszane do sędziów zastrzeżenia.
Nie dawniej jak dwa tygodnie temu w tym miejscu napisałem, że do tego nie trzeba też rozbudowanych postępowań przed wieloosobowymi składami – jak przewidywał prezydencki projekt, gdyż takich wymagań nie ma nawet w procesach o miliony złotych. Jeżeli już ma być ten test, to należałoby go maksymalnie uprościć.