Już prawie jedna trzecia pracujących Polaków należy do grupy zawodowej specjalistów albo pracowników sprzedaży i usług osobistych – wynika z naszej analizy badań aktywności ekonomicznej BAEL. Pod koniec 2008 r., gdy do kraju dotarły echa kryzysu finansowego, stanowili oni nieco ponad jedną piątą pracujących. Od tamtego czasu przybyło aż 472 tys. specjalistów i 271 tys. zatrudnionych w sprzedaży i usługach osobistych (od fryzjera aż po kelnera – red.). Marcin Peterlik z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową nie ma wątpliwości: to sygnał wychodzenia z kryzysu. – Sektor usług i handlu jest bardziej elastyczny pod względem zatrudnienia. Szybciej niż przemysł może reagować na sytuację na rynku, również na poprawę koniunktury – wyjaśnia ekspert IBnGR.
Robotnicy ?na równi pochyłej
Inne grupy zawodowe się kurczyły, najbardziej – robotników przemysłowych i rzemieślników. W końcu 2008 r. stanowili największą, bo prawie 2,7-milionową grupę uwzględnianą w badaniu BAEL. Od tamtego czasu zmalała ona o 362 tys. osób, czyli aż o 14 proc. Spadek liczby robotników przemysłowych może wskazywać, że zakładom produkcyjnym, które inwestują w automatyzację, nie potrzeba już tyle rąk do pracy. Na to nałożyło się spowolnienie gospodarcze.
– Na świecie zatrudnienie w przemyśle maleje już od lat 60. XX wieku, co jest związane ze wzrostem wydajności. Ten trend się utrzyma, także w Polsce, gdzie mamy stosunkowo małą produkcję w przeliczeniu na pracownika – ocenia Maciej Bukowski z Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Dlatego nawet jeśli przemysł będzie się rozwijał, to rzesza jego pracowników może maleć. Ponadto mamy branże z przerostem zatrudnienia, np. górnictwo.
Ubywać będzie osób wykonujących proste prace – ich liczba w pięć lat skurczyła się o 150 tys. Dawna groźba rodziców: „Jak się nie będziesz uczył, pójdziesz rowy kopać", przestanie działać. Niewielu może liczyć na takie zajęcie w czasach, gdy ludzi z łopatą zastępują małe koparki. – Przedsiębiorcy coraz bardziej stawiają na rozwój kapitałochłonny niż pracochłonny. Widać to np. zimą przy odśnieżaniu ulic albo latem przy koszeniu trawników, gdzie rolę ludzi przejmują maszyny – ocenia Bohdan Wyżnikiewicz, wiceprezes IBnGR.
Deficyt fachowców
– Większym problemem niż wzrost automatyzacji, który w Polsce nie postępuje tak szybko jak w gospodarkach bardziej od nas rozwiniętych, jest deficyt fachowców – zauważa Artur Wawrzyniak, kierownik regionalny w Manpower. Jak dodaje, poszukiwani są ludzie z doświadczeniem, których w przypadku niektórych zawodów, jak np. spawacz, zdobywa się przez wiele lat.